Uwielbiam poezję Zbigniewa Herberta, więc po niespełna czternastu latach wróciłem do niezapomnianego "Studium przedmiotu".
Na szczęście utwory w które zalicza się wiersze i prozę poetycką, nie są tak skomplikowane jak spuścizna Czesława Miłosza, uprzednio przeze mnie czytana.
W tym długim, ponad 80-stronicowym tomiku znajdziemy lirykę wysokich lotów. Wprawia w zachwyt wysublimowaną formą, stonowanym, mądrym przekazem.
To nieprzeciętnie klarowna poezja, każde słowo ma swą barwę, kształt, wydaje dźwięk lub pachnie. Czytelnikowi zostaje zrozumieć sens głębszy, co nie zawsze jest proste. Mojemu rozumieniu wymyka się tytułowe "Studium przedmiotu".
Autor zastanawia się nad rolą przedmiotów, ich naturą, właściwościami. Bada swój stosunek względem nich.
W skład tomiku wchodzą najczęściej długie utwory, najdłuższym okazuje się być tytułowy, mieszczący się na 6 stronach.
"Studium przedmiotu" zostało wydane tylko dwa razy, w 1961 i 1995 roku. Uważam za duże nieporozumienie, brak wznowień tak wszechstronnej twórczości, twórcy wielokrotnie nominowanego do Literackiej Nagrody Nobla.
Opis:
Tomik poezji, z bardzo różnymi wierszami. Począwszy od spokojnych, ciepłych, miłych wręcz radosnych, po pełne rozczarowania i wspomnień wojennych. Herbert szkicuje nam tu różne przedmioty, jaki jest jego stosunek do nich, jak rozumie ich przenośnie, czym dla niego są. Dla mnie to tomik bardzo pastelowy i lekki, polecam.