Nie ukrywam że twórczość Remigiusza Mroza nie należy do moich ulubionych. A szczególnie cykl z Joanną Chyłką, której to postaci nie cierpię.
Dziesiąty tom zatytułowany "Wyrok", okazał się być czytelniczym koszmarem. Akcja tej quasi powieści mimo że żwawa, obfitująca w liczne zwroty, raczej nie przykuwała uwagi.
Dialogi szczególnie te w których brała udział Chyłka, męczyły na maksa. Zdarza się że nie mając wiele wspólnego z akcją, spowalniają ją.
Mimo że autor sili się na humor, to jednak jest on tak specyficzny i sztywny, że nie śmieszy.
Gdyby porównać postacie "Wyroku" do występujących w kryminałach Wojciecha Chmielarza, to wyglądają one blado, niepełnie a możliwość ich zaistnienia w rzeczywistości jest nikła.
Twórca używa wciąż tych samych określeń, układa zdania według starych zużytych już mocno schematów. Nie opisuje przestrzeni w której rozgrywa się akcja, skupiając uwagę na nieistotnych detalach.
Po raz dziesiąty czytałem sfabularyzowane notatki, nie mające z powieścią za wiele wspólnego.
stron: 537
Po zdanym egzaminie adwokackim świeżo upieczony mecenas Oryński ma zastąpić Chyłkę jako główna siła napędowa kancelarii Żelazny & McVay. Pierwsza sprawa, jaką poprowadzi, niechybnie zaważy na całej jego przyszłości zawodowej. Kordian nie ma jednak żadnego wyboru – zostaje zmuszony przez Piotra Langera, by podjąć się obrony pewnego chłopaka w Poznaniu.
Co ich łączy? I dlaczego Langerow...