Liczyłam na coś apetycznego, zbliżonego do serii o Sookie Stackhouse, w końcu to miał być gorący romans z wampirami, więc sami wiecie... Powieść wcale nie musiała wspinać się do oceny 10/10, wystarczyłoby żeby dostarczyła lekkiej rozrywki. Tymczasem "Mroczny książę" bardziej przypominał irytująco kiepski fanfik "Zmierzchu" pisany na kolanie.
Jest pseudogroźnie, pseudopoważnie, od początku dobrze wiemy, że głównym bohaterom nic nie może się stać, więc jakiekolwiek poczucie zagrożenia tutaj nie istnieje. Zresztą tak samo jak chemia pomiędzy główną parą - wrzucenie (kilku za dużo) przekleństw i sam fakt, że on jest mężczyzną, a ona kobietą, nie wystarcza, aby czytelnik przeżywał to, co w teorii między nimi się dzieje.
Nawet same wampiry są tutaj nieciekawe. Mam wrażenie, że autorce sprawiało wielką radość podkreślanie na każdym kroku, w jaki sposób popkultura przedstawia te istoty, a jak jest "naprawdę". Jednym słowem nuda, posucha, wulgarność i kiepska jakość. Ach, po audiobook lepiej nie sięgać wcale, według mnie lektorzy ze swoją barwą głosu kompletnie nie pasują do takich postaci, chociaż czytają oczywiście bardzo dobrze i starają się jak mogą.