Po raz kolejny Colleen Hoover udowadnia że jest mistrzynią romansów dla młodzieży. Ciepły, pełen humoru i subtelności język sprawia że powieść czyta się z wielką przyjemnością. A namiętne sceny, w których nie sposób doszukać się wulgaryzmów czy przemocy są miodem nawet na moje męskie serce. Stoją one na naprawdę wysokim poziomie, tylko żal że w tak niespodziewanych momentach autorka przerywa je.
Akcja toczy się 9 listopada, lecz nie w jednym a w ciągu dni sześciu, rok po roku, w Los Angeles.
Ona była aktorka, Fallon O'Neil w wieku zaledwie 16 lat zostaje poparzona w wypadku spowodowanym przez własnego ojca, strasznego dupka, właściwie potwora. Pożar pozostawiając na niej blizny do końca życia, rani też duszę. Wstydzi się samej siebie, nie chodzi na randki, nie mówiąc o odsłanianiu zeszpeconego ciała.
On jest pisarzem, ma dwóch braci, mama mu zmarła. Pewnego razu gdy Fallon rozmawia z ojcem, widząc ich kłótnię zdecydowanie staje w obronie biednej dziewczyny. Od razu się w niej zakochuje z pozoru nie zauważając blizn. Stawia jej kolację, podczas której postanawiają że co roku właśnie 9 listopada będą się w tej restauracji spotykać. On napisze książkę o niej, a ona będzie umawiać się i całować z chłopakami.
Autorka przypomina nam jak wielką siłą jest miłość. Bez względu na okoliczności, odległość, czas czy różnice, one nie mają tu żadnego znaczenia. Chociaż nie uszlachetniają tę wielką Miłość.
Zdecydowanie polecam, tej trzystu-stronicowej książce stawiam 8/10.