Przyznać się muszę, a nie jest to powód do chluby, że Gałczyńskiego zacząłem czytać od prozy.
Dokładniej od opowiadań, felietonów i krótkich powieści.
Moje pierwsze spotkanie z Konstantym Ildefonsem określiłbym na średnio udane.
Raził mnie cynizm, a nade wszystko brak talentu narracyjnego.
"Opowiadania" to raczej obrazki, ze zmieniającym się tłem, gdyż na dwóch lub trzech stronicach, nie sposób zbyt dużo opowiedzieć. Brak tym utworom głębszego przesłania, dlatego nie pozostawiły mnie w zadumie.
Plusem jest niezwykły klimat niektórych obrazków i zwięzłość języka.
Minusem mała klarowność opisów, mimo użycia wielu środków stylistycznych.
W zbiorze mieszczą się mini-powieści w tym "Porfirion Osiełek". Protagonista to postać ze wszech miar niecodzienna, obdarzona dużym brzuszkiem, którego z uwielbieniem gładzi, wielbiciel damskich wdzięków, oszust, zawadiaka i leń. Wrzucony w świat z krzywego zwierciadła, przypominający ten "Alicji w krainie czarów", ciągle pakuje się w niebywałe problemy.
Co do felietonów, to pełne są goryczy, zjadliwości, sarkazmu.
Bardzo często odnoszą się do współczesnej autorowi poezji, krytyki literackiej, stowarzyszeń poetów (Skamander, Kwadryga), wydarzeń kulturalnych, z rzadka polityki i życia społecznego.
Jeśli chodzi o ocenę zbioru, to waham się pomiędzy 7 a 6. Niestety z autorem "Teatrzyku Zielona Gęś" mi nie po drodze i stawiam 6/10.