Już od dłuższego czasu zbieram się do napisania czegoś o tej książce, ale kuźwa nie umiem, nie potrafię a może nawet nie chcę. Bo ja ją przeczytałam i ona się po prostu wchłonęła do krwioobiegu. Wiem, że już tam zostanie na długo, że nie zapomnę o niej (jak długo zapomnieć nie potrafie o “Wilku stepowym”). Książka z gatunku faktycznie mistrzowsko napisanych historii z zacięciem filozoficznym. Pytania egzystencjonalne na które albo odnajdujemy odpowiedź, albo nie.
Czy warto być samowystarczalną jednostką i czy jest na to jakaś szansa, czy faktycznie jesteśmy z gruntu “połowiczni” i szukamy kogoś kto nas dopełni? czy mamy swoje miejsce na świecie i czy warto je odnależć? Czy warto szukac własnych korzeni i grzebać w przeszłości? po to by odnaleźć odpowiedź na pytanie :kim jestem i dlaczego taki jaki jestem? “nie wiemy o sobie nic więcej, ponad to co widzimy, stoimy z lupą pośrodku Drogi Mlecznej, a to co widzimy, też nie jest prawdą, wiemy mało i nic, jesteśmy rozdzieleni, każdy z osobna, stoimy na zewnątrz, jesteśmy tylko niecierpliwymi obserwatorami, a sobie wiemy jeszcze mniej“.
Czy faktycznie “najważniejsze jest nie to co widzisz, lecz to co ci sie wydaje że widzisz”? jak to jest z tą naszą wiarą w siebie? “czyż nie zawsze byłem niedowiarkiem? owszem. wątpiłem w większość rzeczy, nie mówiąc już o samym sobie, w ogóle mialem wątpliwości czy istnieje coś co można nazwać “mną”. W ponurych chwilach uważałem siebie za ograniczoną ilość mięsa, funkcjonującego pod nazwą Barnum. Wątpiłem we wszystko z wyjątkiem Freda, bo Fred był niewątpliwy, wyniesiony ponad wszelką wątpliwość”.
Książka ze wszech miar godna polecenia, pomimo +700 stron czyta się bardzo szybko, fabuły nie ma sensu opisywać, bo zajęłoby mi to mnóstwo czasu. A tak w ogóle, nie potrafię o niej już nic więcej powiedzieć. Genialna – może tylko tyle.