Trzeba przyznać, że ta powieść nie jest typową historią obyczajową, taką prostą, miejscami aż cukierkową, w której od początku wiemy, że wszystko się dobrze skończy albo że na siłę będzie próbować wycisnąć z nas łzy. Już samo cytowanie wierszy przed każdym rozdziałem odpowiednio nastraja czytelnika. Wykorzystanie poezji akurat mi się podobało, ale reszta... Nawet ciężko mi ubrać w słowa, to co o niej ostatecznie myślę.
Moje pierwsze wrażenia z lektury to było zaskoczenie, trochę niezrozumienia i lekka niechęć do kontynuowania. Styl autorki jest według mnie specyficzny. Może nawet bardziej zakwalifikowałabym "Trzeba marzyć" do literatury pięknej? Taki sposób przedstawiania świata po prostu musi trafić, spodobać się, a wtedy cała lektura będzie przyjemnością. Dla mnie, przy tej fabule, był zbyt męczący.
Wszyscy bohaterowie zachowywali się tak, no nie wiem, snobistycznie? Czułam, że wywyższali się w swoich rozmowach, znali najdroższe marki alkoholi, potrafili w rozmowie cytować Herberta itp. Wydaje mi się, że takich zabiegów było za dużo, przez co ciężko znaleźć postać, z którą naprawdę można sympatyzować. Starsza pani mieszkająca na wsi dawniej była szpiegiem, młodzi z nonszalancją narzekali na bogate korpożycie, zazdrosny mężczyzna knuł intrygę i wynajął dawną znajomą, żeby ta rozbiła czyjś związek - to wszystko zestawione razem w ogóle nie wydało mi się wiarygodne. A już wątek z Bombajem, gdzie jedna z bohaterek zakochuje się od pierwszego wejrzenia, a następnie atakują ich terroryści jest u mnie totalnie na nie.
To była dla mnie trudna książka. Były momenty, które mi się podobały, w których doceniałam umiejętności pisarskie autorki, ale jednak większość powieści albo mnie nużyła, albo czułam, że to nie dla mnie, to nie mój świat. Jaga wypada chyba najlepiej ze wszystkich postaci. Kraków jest tutaj pięknie przedstawiony, jeżeli kogoś interesuje to miasto w literaturze.
Polecam osobom, które szukają w literaturze obyczajowej czegoś innego niż zwykle.
Mój egzemplarz otrzymałam od wydawnictwa.