Mocną stroną cyklu Nie ma tego złego są przede wszystkim trzy rzeczy: przezabawne dialogi, nietuzinkowe postaci oraz smakowite przepisy. Tej książki nie da się czytać "na głodnego" i Wam też to odradzam.
Tak jak w poprzedniej części opisane mamy perypetie Kociołka i jego kompanów, którzy zaangażowali się w wypełnienie kolejnej misji. Humoru tu nie zabraknie. Autor zaprasza nas do świata wypełnionego po brzegi postaciami fantastycznymi: krasnoludami, elfami i goblinami. Choć znajomość poprzedniego tomu nie jest konieczna, jednak pewne elementy zostały z niej zaczerpnięte, dlatego warto jednak przeczytać.
Osobiście mam z książkami Marcina Mortki pewien problem. Otóż za nic w świecie nie potrafię się wciągnąć w tą przygodę, niby jest ciekawa, ale czegoś w niej brakuje i po dołożeniu jakoś do niej nie tęsknię i nie ciekawi mnie jak zakończą się losy tych sympatycznych postaci. Była to moja druga próba i pomimo, że książka jest napisana bez zarzutu jakoś nie czuję tych emocji
Spokój jest jak kotleciki w sosie grzybowym: zdecydowanie zbyt szybko się kończy.
Do karczmy Edmunda zwanego Kociołkiem potajemnie zjeżdżają książęta, by radzić nad przyszłością Doliny. Ostatnio trolle z Głodnej Puszczy wydają się nad wyraz aktywne, a jedyny człowiek, który umie z nimi gadać – rycerz Pogorzałek – gdzieś w owej puszczy zaginął. Kociołek nie ma najmniejszej ochoty, by służyć możnym...