Powieść "Życie Pi" Yann Martel, napisał niezwykle kwieciście, bogato przystrajając ją w barwy, zapachy, dźwięki, tak że moje doznania były unikalne.
W pierwszej części mogłem zobaczyć Indie, z ich ogromną różnorodnością, tutaj szczególnie religijną i przyrodniczą. W drugiej, zajmującej dwie trzecie ilości stronic, widziałem bezkres Pacyfiku, szesnastoletniego protagonistę imieniem Piscine, w ciągle chyboczącej szalupie, z wściekle głodnym tygrysem bengalskim, zwanym Richardem Parkerem. Czy hinduski wegetarianin zdoła przetrwać tę ponad półroczną, tragedię?
Urzekły mnie rozdziały dotyczące trzech wyznań: Chrześcijaństwa, Hinduizmu i Islamu. O każdym, Piscine, który o dziwo godził w sobie te odmienne drogi do istoty wszechrzeczy, potrafił mądrze je scharakteryzować, przybliżyć ich istotę.
Ogromną wiedzą wykazuje się także opisując dzikie zwierzęta, to jak zadziwiająco między sobą się różnią. Wiedza ta ratuje protagoniście życie.
Mamy tu wiele mądrych stwierdzeń, jak i mnóstwo, ciekawie podanej wiedzy.
Czytając książkę ma się pewność, że postacie, jak i przekazana historia są prawdziwe.
Dialogi także, dodają tego autentyzmu, może i nie występują zbyt często, ale jest w nich ta iskra o której opowiadał autor we wstępie.
Właściwie jedyny minus tej powieści, to przegadanie, bez niektórych zdań, książka w zupełności by sobie poradziła.
Zdecydowanie polecam tę wyśmienitą powieść, stawiam 8/10.