Czytając "Na skraju załamania" czułem narastające napięcie, połączone z obezwładniającym lękiem. Bałem się, a że psychikę mam słabą, wcale nie było to przyjemne. Jest to dla mnie druga powieść B. A. Paris. I tą oceniam niżej niż "Za zamkniętymi drzwiami"
A toczy się ona raczej szybko, nie ma spowolnień, czy też lania wody.
Bohaterowie są przekonująco skonstruowani, jednak niezbyt barwni.
Dialogi spełniają swoje funkcje, ale także niczym się nie wyróżniają.
Brytyjska autorka ma jednak talent do realistycznego malowania scen.
Główna bohaterka to Cass Anderson, 33 letnia, zamężna nauczycielka. Właśnie zaczyna się dla niej urlop. Wraca do domu przez las, za oknami samochodu noc, burza, leje jak z cebra. Widzi w zatoczce inny samochód. W środku siedzi kobieta, później okaże się że ją znała. Zatrzymuje się, kobieta nie reaguje, ze strachu że może być to pułapka, odjeżdża. To zdarzenie zdeterminuje zdecydowaną większość późniejszej akcji.
Zakończenie w którym wyjawiono mordercę, było dla mnie niespodzianką.
To powieść nie na moje nerwy w związku z czym stawiam nieco zaniżone 6/10.
DESZCZOWA NOC, GŁUCHE TELEFONY I TO OKROPNE POCZUCIE WINY…
Wszystko zaczęło się tamtej nocy. W lesie.
Cass Anderson nie zatrzymała się, by sprawdzić, czy siedząca w zaparkowanym na leśnej drodze samochodzie kobieta nie potrzebuje pomocy. Teraz nieznajoma nie żyje. Od tamtej feralnej nocy Cass nie może się pozbierać – regularnie powtarzające się głuche telefony mącą jej spokój, a ona sama czuje,...