Jodi Picoult jest już znana chyba każdemu. Swoją karierę powieściopisarki rozpoczęła już dość dawno - pierwszą powieść napisała bowiem w 1992r. Od tamtego czasu spod jej pióra wyszło blisko dwadzieścia różnych powieści, które łączy jednak jedno - zawsze poruszają ważne, życiowe tematy i potrafią poruszyć serce czytelnika. Picoult nie zawsze jednak była autorką książek. Po ukończeniu studiów na Uniwersytecie w Priceton w 1987r podejmowała się różnych zajęć - od pracy jako edytor tekstu po nauczanie języka angielskiego w szkole. Tytuł magistra zdobyła na Uniwersytecie Harwardzkim. Jednak to powieściopisarstwo okazało się jej życiową drogą. Jej twórczość została doceniona przez czytelników oraz krytyków literackich. W 2003 roku za całokształt twórczości została laureatką nagrody New England Book. Trzy z jej powieści - "Dziewiętnaście minut.", "Przemiana", "Tam gdzie Ty" - znalazły się na pierwszym miejscu listy bestsellerów New York Times.
Do tej pory miałam przyjemność przeczytać dwie z jej powieści, a mianowicie "Bez mojej zgody" oraz "Dziesiąty krąg". Pierwsza z książek zachwyciła mnie i zapadła głęboko w moją pamięć. Druga już tak mnie nie urzekła, była co prawda dobrą lekturą, aczkolwiek nie taką, o której długo bym myślała po zakończeniu czytania. Jednakże postawiłam sobie za cel zaznajomić się z całą twórczością pani Picoult, dlatego niezmiernie ucieszyłam się, kiedy w moje ręce wpadła najnowsza jej książka wydana na naszym rynku - "Tam gdzie Ty". Zachęcona wieloma pozytywnymi recenzjami odnośnie tej książki, postawiłam jej wysoką poprzeczkę, oczekując powieści, która dogłębnie mnie wzruszy, która da mi do myślenia, o której nie będę mogła tak łatwo zapomnieć odkładając ją po prostu na półkę. Czy autorka sprostała moim oczekiwaniom? O tym za chwilę...
Wpierw nieco o treści... "Tam gdzie Ty" to historia małżeństwa Zoe i Maxa Baxterów. Są ze sobą blisko dziesięć lat, a przez około połowę tego czasu bezskutecznie starają się o dziecko. Nie mogąc począć dziecka w naturalny sposób, decydują się na zapłodnienie in vitro. Jednakże kolejne próby kończą się niepowodzeniem - poronienia... niedonoszone płody... Zoe jednak nie poddaje się i mimo, że każda kolejna próba kończy się fiaskiem, kobieta chce próbować dalej, wiedząc, że nie pozostało jej już dużo czasu, aby sama mogła zostać biologiczną matką. Po ostatnim niepowodzeniu Max niespodziewanie oświadcza żonie, że ma już tego wszystkiego dość, po czym odchodzi od Zoe zostawiając ją doszczętnie zranioną i bezsilną. Max odnajduje swoje miejsce w Kościele Wiecznej Chwały, do którego od wielu już lat należy jego brat z żoną. Zoe, ku własnemu zaskoczeniu, znajduje szczęście u boku drugiej kobiety. Marzy jednak dalej o byciu matką... Istnieje pewna możliwość, dzięki której marzenie Zoe może się spełnić. I tu zaczynają się problemy... Walka pomiędzy Zoe, a jej byłym mężem przeradza się w prawdziwe starcie światopoglądów i przekonań religijnych, gdzie nie ma już miejsca na sentymenty... gdzie o szczęściu i spełnieniu marzeń mają decydować inni, z Kościołem i sądem na czele... Czy Zoe uda się zostać matką? Czy też może Max i jego nowa "rodzina" zniszczą największe marzenie kobiety? Sięgnijcie po książkę, a znajdziecie odpowiedzi...
cdn...
reszta na moim blogu:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/05/25-tam-gdzi...
recenzja okazała się za długa, żeby ją tu w całości zamieścić... zatem zapraszam do zapoznania się z resztą na blogu