"Zaginioną Księgę Bieli" skończyłam dzisiaj rano i świetnie się przy niej bawiłam. Dużo się działo, a Magnusa i Aleca mi nigdy za dużo. Niestety nie było aż tak emocjonująco jak w poprzednim tomie, ale zdecydowanie też się nie nudziłam. Co to, to nie.
Bardzo ucieszyłam się z możliwości do poznania lepiej relacji Alexa i Magnusa już po tym wszystkim, co razem przeszli. Jest ogromna różnica w tym, jak niepewni siebie byli w "Czerwonych Zwojach Magii", a zaufaniem między nimi widocznym na stronach tej części. Ta szansa na zobaczenie jak nierozłączni się stali była super ♥️
I miło było poczytać o trudach rodzicielstwa w ich wykonaniu 😆 Magnus jako rodzic to ciekawa sprawa, a i o Apelu w tej roli się ciekawie czyta😁
W dodatku bardzo podobało mi się, że pojawił się tu na chwilę Jem z Diabelskich Maszyn, bo jednak akcja toczy się w Chinach, w jego rodzinnym mieście. Szanghaj też wypada tu bardzo ciekawie. Poznanie tamtejszych Nocnych Łowców i innych rodzajów demonów było całkiem interesujące.
Jednak była jedna rzecz, która moim zdaniem wypadła słabo. Mam tu na myśli pojawienie się całej paczki z Darów Anioła. Mam wrażenie, że w tej książce ich charaktery były lekko przerysowane, że nie byli do końca sobą. No i wolałabym więcej samego Maleka.
Ta książka to takie dobre 7/10. Nie aż taka wciągająca jak "Czerwone Zwoje Magii", ale ciekawa i trzymająca poziom.
Poznaj nową ekscytującą powieść z uniwersum Nocnych Łowców! Dla Magnusa Bane’a, Najwyższego Czarownika Brooklynu, i Aleca Lightwooda, Nocnego Łowcy, śmiertelnie niebezpieczna wyprawa będzie doskonałą okazją do kolejnej niezwykle romantycznej podróży!
Magnusowi Bane’owi i Alecowi Lightwoodowi wszystko układa się świetnie: nareszcie mieszkają razem we wspaniałym domu, a ich syn, mały czarnoksiężni...