Pranie, sprzątanie, gotowanie i świąteczne filmy. I tyle? Cała powieść świąteczna? Nie kupuję tego. Okej, było też kilka problemów życiowo-miłosnych. Główna bohaterka Oliwia to przeokropna zazdrośnica, nijaka, miałka dziewczyna, która niby miała trzymać pieczę nad młodszą siostrą i ich ojcem, a i jeszcze psem. Tak, tego psa musiałam tu dodać, bo w niektórych momentach miałam ochotę krzyknąć i powiedzieć: Hej, czy to opowieść o psie czy o tej rodzinie?! Wiem, że psy są częścią rodziny, sama posiadam jednego, ale na litość, nie wiedziałam czy to w końcu bardziej jakieś "Holiday" czy może "Mój przyjaciel Hachiko". Oczywiście historia nie przypomina mi za bardzo żadnego z ww. filmów, ale chciałam zobrazować moją frustrację. Nie ma sensu przedstawiać fabuły, bo jest ona na tyle banalna, że po przeczytaniu kilku zdań już wiadomo o co chodzi, a mianowicie o to, że ona do niczego nie dąży. Jest to po prostu lekka historyjka do połknięcia w jeden wieczór. Nie ma jak dla mnie żadnej wartości merytorycznej, ani morału, ani niczego. Niestety nie poczułam też świątecznego klimatu. Zwyczajnie mi przykro, że nie dostałam niczego, na co liczyłam. A liczyłam na niewiele. Ale może właśnie ludzie potrzebują takich niezobowiązujących lektur podczas świąt? Nie wiem, ja na pewno nie.