Pamiętacie jeszcze Flawię de Luce - moją faworytkę wśród detektywów? Mam nadzieję, że tak bo przecież osóbkę tak oryginalną trudno zapomnieć
Długo czekałam na kolejne kryminalne zagadki z Bishop's Lacey, ale w końcu przywlokłam od Malutkiej kilka książek, w tym "Badyl na katowski wór".
Obawiałam się, niesłusznie zresztą, że kolejna część przygód małej fanatyczki trucizn wszelakiej maści może nie dorównać pierwszej części. Ale i tym razem Alan Bradley zapewnił mi rozrywkę na najwyższym poziomie. Tajemnicze morderstwo okraszone powalającymi na kolanach przemyśleniami Flawii oraz typowo angielskim humorem to coś co naprawdę uwielbiam.
Już pierwsza scena, w której bohaterka wyobraża sobie własny pogrzeb zaostrzyła mi apetyt na ciąg dalszy. Nie wiem czy macie podobnie jak ja. Otóż mam niesamowitą słabość do lekko makabrycznych bohaterów obdarzonych czarnym humorem. Stąd chyba moje zauroczenie złośliwą małolatą
Wydaje mi się, że druga druga książka z Flawią w roli głównej jest bardziej mroczna niż "Zatrute ciasteczko" ale trudno orzec czy podobała mi się bardziej. Faktem jest, że w "Badylu" fascynacja trupami i śmiercią stają się dla Flawii równie ważne jak trucizny, co wiele nam mówi o charakterze tej nietypowej jedenastolatki.
Myli się jednak każdy kto pomyśli, że urok Flawii polega tylko na jej mrocznym hobby. Gdyby nie błyskotliwa inteligencja jaką autor obdarzył swoją bohaterkę książka byłaby zwykłym mrocznym kryminałkiem. Tutaj jednak wszystko to połączone w jedną wybuchową mieszankę daje nam całkiem przyjemną mieszankę w postaci ciekawego kryminału z dużą dawką czarnego humoru.
Polecam każdemu, bez względu na upodobania literackie wychodzę bowiem z założenia, że zagłębienie się w świecie Flawii de Luce każdemu wyjdzie na dobre
Zapraszam na
http://moniczyta.blogspot.com/