"Bez mojej zgody" to powieść której ciężar emocjonalny jest przeogromny. Mimo że ma pięćset stron z okładem, czyta się ją migiem. Jej akcja wciąga tak, jak czarna dziura materię. Książka opisuje nieszczęścia z jakimi musi zmierzyć się rodzina Fitzgeraldów.
Jodi Picoult przedstawia nam kompleksowo rodzinę Fitzgeraldów, każdego członka rodziny, jak i więzi które ich wiążą. Postacie są takie jak rzeczywiste, swobodnie mogłyby wyjść z książki i żyć. Autorka podejmuje się bardzo trudnego zadania opisania zmagań z nieuleczalną złośliwą odmianą białaczki. Zadaje pytania, do którego momentu powinno walczyć się o życie śmiertelnie chorej córki. Odpowiedź nie okazuje się wcale taka oczywista.
Zdania budowane są zwięźle, a akcja toczy się dosyć szybko.
W prawie całej powieści autorka używa czasu teraźniejszego. Gdy czytam książki tak napisane, prawie zawsze narzekam że mi to przeszkadza. Tutaj nie przeszkadzało mi to wcale.
W każdym z rozdziałów narratorami są pierwszoplanowe postacie. Jest ich siedmioro, licząc z Kate, która opowiada w epilogu. Trzeba dodać że ciągle się poruszamy w czasie wraz z postaciami, to do przodu, to znów do tyłu, zdarza się że sceny trwają pół strony a potem znów inne miejsce i czas.
Jodi Picoult opisuje życie rodzinne takie jakim jest ono w istocie, niczego nie upiększając. Jej spostrzeżenia są niezwykle trafne.
Annie nic nie dolega, a mimo to żyje tak, jakby była obłożnie chora. W wieku 13 lat ma już za sobą niejedną operację, wielokrotnie oddawała krew, żeby utrzymać przy życiu swoją starszą siostrę Kate, która w dzieciństwie zapadła na białaczkę. Annie została poczęta w sztuczny sposób, tak aby jej tkanki wykazywały pełną zgodność z tkankami siostry. Aż do tej pory akceptowała tę swoją życiową rolę. Te...