Pierwsze moje spotkanie z tak wszędzie wychwalaną Angelą Carter. Nie zrobiła na mnie jakiegoś rewelacyjnie wspaniałego wrażenia, niemniej jednak książeczkę przeczytałam w dwa wieczory. Podobała mi się duszna i ponura atmosfera Londynu, podobał mi się mroczny i jednocześnie nieco magiczny klimat surowego domu wuja Filipa, do którego po śmierci rodziców trafia nastoletnia Melania wraz z rodzeństwem. Demoniczny, wiecznie niezadowolony, ordynarny i wulgarny wuj Filip, którego wszyscy się boją, który jest obleśny i brudny, i lekko mówiąc ma porypane w głowie, który prowadzi ciemny i klaustrofobiczny sklepik z zabawkami – to postać mająca ogromny wpływ na wszystkich bohaterów książki. Nienawidzący wszystkich po kolei doprowadza do sytuacji prowadzących do tragicznego końca. Cały obraz tej rodziny jest nieco dziwny i koślawy; kazirodztwo, szaleństwo, obłęd, nienawiść, brak pokory. Całe to ponuractwo i brud, zimne mieszkanie z zimną wodą, smród i paskudne jedzenie – to wszystko dodaje książce mroku a rzeczywistość jest aż nadto ostra. Melania, która przechodzi okres dojrzewania, odkrywa swoją seksualność i kobiecość, nie do końca odnajduje się w tym wstrętnym miejscu, gdzie nawet park nie sprzyja pocałunkom, a wręcz czyni je odrażającymi:
“Park trwał w przemoczonej samotności rozciągnięty bezwładnie, płasko na cuchnącym terenie, jak gdyby stracił przytomność. Zaniedbane drzewa gubiły wielkie konary, albo leżały przewrócone na ziemi korzeniami do góry. Niepielęgnowane zarośla i krzaki pleniły się bujnie przypominając otyłe dziewczęta, które zrzuciły gorsety i wciskały się wszędzie, tworząc pułapki wśród kolczastego poszycia”.
Wszyscy w tej rodzinie zgodnie twierdzą, że żyją w tzw domu wariatów, nie na darmo więc Melania gubi się i traci gdzieś dziewczęcą radość :
“wyobraziła sobie siebie stojącą na szkolnym globusie, który obraca się w ogromnej milczącej przestrzeni, i jeszcze raz poczuła, że balansuje na krawędzi szaleństwa”
15-letnia Melania rozumie, że każdy w tym domu żyje pod dyktando wuja tyrana, który swój sklepik z zabawkami niejako przenosi do życia rodzinnego, traktując osoby jak podległe mu marionetki, którymi można rządzić jak się chce. “Wydawało jej się, że jest nakręconą nauczoną porządku lalką, klekoczącą mechanicznie przy każdym zaprogramowanym ruchu”.
Melania żyje też w poczuciu winy. Uważa, że kiedyś niepotrzebnie założyła suknię ślubną matki i wyszła w niej nocą na dwór. Suknia się potargała, zniszczyła a Melania ledwo dotarła spowrotem do domu. Cały czas wydaje jej się, że przez to właśnie zginęli jej rodzice. Trafiając do domu wuja Filipa, musi odpokutować za swój czyn:
“Na dworze panował londyński poranek, nijaka pogoda, okrutnie monotonna, bez słońca ani deszczu – takie chłodne nic. Melania pomyślała, że w jej duszy też panuje taki klimat. Nie będzie już żadnych skrajności, nigdy. Nie lękajcie się spiekoty słońca i tak dalej. Znalazła się w czyśćcu i pozostanie w nim już przez resztę życia, o ile można nazwać życiem, coś co będzie się ciągnęło bez większej radości i straszliwej rozpaczy, bo Melania nie miała już siły ich znosić. A skończyła zaledwie piętnaście lat. Było to przerażające uczucie”.
Wracając jeszcze do początku książki, opis nocnego spaceru Melanii w sukni ślubnej matki, jest chyba wg mnie najlepiej skomponowaną emocjonalnie sceną, a opis nocy przepiękny:
“Noc. Melania wyszła w noc, a ona natychmiast zgasiła jej dzienne “ja” dwoma ciemnymi palcami. Kwiaty w ogrodzie pochylały kielichy z nieodgadnioną, nocną słodyczą, trawa zaś marszczyła się i szeptała cichym głosem, będącym niby skumulowana cisza. Panował taki spokój, jak gdyby nadszedł koniec świata. Melania była sama. W pancerzu z białego atłasu została ostatnia i jedyną kobietą na ziemi. Drżała z zachwytu nad głębokim, granatowym wysokim łukiem nieba. Taki okrągły księżyc Drzewa załadowane aż po linię wodną towarem lśniących ptaków. Zmoczone rosą źdźbła trawy lizały stopy niczym mokre języczki małych, przyjaznych zwierząt – za dnia trawa wydawała się dłuższa, bardziej czepliwa. Suknia ciągnęła się z tyłu, zostawiając za Melanią połyskliwy ślad. Nieruchome powietrze było cudownie czyste, ocienione gałęzie czy kwiaty rysowały się z mroczna precyzją, jak gdyby widziane przez wodę. Cicho, bezszelestnie stąpała w podwodnej nocy. Oddychała z drżeniem, ustami smakując czarne wino”.
Czy Melania wyzwoli się z tej “jaskini Sinobrodego” ? Polecam i chętnie sięgnę po “Mądre dzieci” A. Carter którą mam na półce.