Pierwsza część serii „Mount trilogy” pt. „Król bez skrupułów” (recenzja) mimo swoich wad, całkowicie mnie zachwyciła i kazała z niecierpliwością czekać na kontynuację. Gdy wreszcie miałam w rękach „Niepokorną królową”, wręcz nie mogłam się doczekać, żeby rzucić wszystko, czym aktualnie się zajmowałam i zagłębić się w lekturze.
Uwaga! Jeżeli nie czytałyście „Króla bez skrupułów”, to koniecznie musicie nadrobić zaległości i dopiero po skończonej lekturze sięgnąć po „Niepokorną królową”, gdyż obie powieści są ściśle ze sobą powiązane.
Początek powieści okazał się, delikatnie mówiąc, zaskakujący. Po bardzo burzliwym i niejasnym zakończeniu tomu pierwszego, kiedy to zmartwychwstały, mąż Keiry pojawia się w progu jej mieszkania, byłam zszokowania i bardzo ciekawa co będzie dalej. Czy wybaczy mu wszystkie złe uczynki? Czy on będzie błagał o przebaczenie? Autorka postanowiła potrzymać mnie w niepewności dłuższą chwilę, cofając się do czasów, gdy Mount był jeszcze dzieckiem. Byłam świadkiem zdarzenia, które uczyniło z niego takiego człowieka, jakiego poznałam w poprzednim tomie. Był to bardzo interesujący wątek, ale wciąż nie mogłam doczekać się rozwoju sytuacji w teraźniejszości i tu niestety nieco się zawiodłam, bo liczyłam na znacznie więcej emocji i dramatu. A i jedno i drugie było bardzo starannie dawkowane. Dostałam tyle, żeby lektura mnie ciekawiła, ale nie tyle, żeby oderwała mnie od rzeczywistości.
W pierwszym tomie byłam zachwycona kreacją bohaterów, a głównie czarnego charakteru w osobie Mounta. Nareszcie trafił mi się twardy zawodnik, który nie mięknie tuż po spotkaniu z kobietą. Jego zachowanie było niezmienne, a reguły twarde i konsekwentnie egzekwowane. Z wielkim smutkiem muszę to napisać, ale w tomie drugim zabrakło mi tego faceta. Keira nabrała odwagi i nie boi się sięgać po to, czego pragnie, ale Mount jest tylko cieniem mężczyzny, którego poznała. Oczywiście bardzo dokładnie widać, że taki był zamysł autorki, bo również inni bohaterowie dostrzegają zmiany, które zaszły w „Królu” przestępczego półświatka, ale mi ta zmiana odebrała wiele przyjemności podczas lektury.
Akcja w powieści toczy się dość nierówno. Są momenty bardzo emocjonujące, niebezpieczne i szalenie porywające, by kilka stron później przenieść czytelnika w wielostronicowe odmęty scen erotycznych, które choć dobrze napisane, to przytłoczyły mnie swoją rozciągłością. Całe szczęście ich ilość wciąż jest doskonale wyważona, więc można przymknąć oko na to potknięcie. Bardzo rozbudowanym wątkiem fabuły są uczucia, jakimi bohaterowie, wbrew sobie, zaczynają się darzyć. Co prawda odrobina uczucia jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale tu pełna pasji i niebezpieczeństw historia przeradzała się momentami w nieco zbyt cukierkowy romans.
Wszelkie wady i niedociągnięcia w „Niepokornej królowej” poszły w zapomnienie, gdy przeczytałam zakończenie powieści. Autorka już drugi raz postarała się o to, żebym zapomniała o tym, że jej książka nie była do końca taka, jak tego oczekiwałam, nie mogąc doczekać się wydania kolejnego tomu. Bo oczywiście zamierzam go przeczytać, co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
„Niepokorna królowa” bardzo różni się od „Króla bez skrupułów". Romantyczne uniesienia i sceny łóżkowe, przysłaniają niebezpieczeństwo życia w świecie mafii i szemranych interesów, a role w układzie, jaki zawarli bohaterowie, niemal się odwracają. Niemal, bo zarówno bohaterowie, jak i czytelnik są doskonale świadomi tego, że ta opowieść ma bardzo niewielkie szanse, żeby zakończyć się happy endem. Jeżeli Mount zmięknie i pozwoli uczuciom kierować swoimi poczynaniami, będzie to koniec jego i jego imperium, a do tego nie może dopuścić.
„Niepokorna królowa” jest nieco słabszą kontynuacją, bardzo porywającej książki. Czytelniczki pragnące mocnych i niezapomnianych wrażeń podczas lektury tej pozycji, mogą poczuć się początkowo nieco zawiedzione, ale autorka i dla nich przygotowała coś extra. Dla odmiany, fanki romantycznych uniesień i elektryzujących scen erotycznych, będą w pełni usatysfakcjonowane.