Oskar, po tym jak rzuciła go dziewczyna, czas wolny spędza w klubach. Jednego z takich wieczorów staje się świadkiem ataku na dziewczynę. Rusza jej na ratunek, ale że marny z niego bohater, obrywa. Staje się to jednak przyczynkiem do nawiązania ciekawej znajomości.
Powieść zaczyna się w sposób mało zachęcający. Wstępna kreacja głównego bohatera jest, by rzec delikatnie, mało interesująca. Zdaje się być użalającym nad sobą, zakompleksionym gościem, którego właśnie dziewczyna rzuciła, tym samym dając nowe powody do rozpaczania. Na szczęście to tylko wstęp, który nie odnajduje odzwierciedlenia w dalszej części powieści i ma znaczenie głównie dla zawiązania fabuły, a nie jej dalszego przebiegu.
Z biegiem fabuły postaci zyskują coraz bardziej. Szczególnie wyrazista staje się trójka nowo poznanych towarzyszy, jednakże i głównemu bohaterowi nie można odmówić charakteru specyficznego i dość nietypowego jak na polską fantastykę. Oskar jest typem stoika spokojnie obserwującego świat. Czasem próbuje wyjść poza tak określony charakter, ale wyraźnie widać, że ani nie czuje się wtedy dobrze, ani nie ma wielkich szans na powodzenie w przedsięwzięciach. Znaczenie lepiej wypada w układaniu planów, w filozoficznych dysputach, których w powieści nie brak. Nie zawsze wypadają interesująco, w początkowych partiach powieści wkrada się w nie odrobina sztuczności, ale znów - z rozwojem fabuły stają się coraz bardziej interesujące i naturalne. Jednocześnie Oskar w swoich poglądach może mieć równie wielu przeciwników, co zwolenników, a przez to zyskiwać sobie sympatię czytelnika lub wprost przeciwnie. Trzeba przyznać, że jego konstrukcja jest nadzwyczaj dobra, a równie ciekawie wypada Zozym. Długo nie wiemy kim naprawdę jest, ale jego tajemniczość podtrzymuje zainteresowanie powieścią. Ma w sobie coś z filozofa, ale zupełnie innego niż główny bohater. Więcej w nim woli i zdolności do działania. Nie tylko słucha i rozmawia, ale też doskonale kreuje wydarzenia. Trochę słabiej wypadają postaci kobiece - nie brak im wyrazistości, ale nie ma w nich też tak dużego skomplikowania, ostrości i przenikliwej inteligencji.
Zając całkiem ciekawie wykreował klimat powieści. Od pierwszego spotkania Oskara z Zozymem i spółką pojawia się dość mroczny, tajemniczy klimat. Czasem budowany w sposób dość prosty, może nawet nieco tani, choćby za pomocą snów i pochodzącej z nich symboliki. To trochę denerwuje, bo autor tajemniczość buduje także w sposób znacznie bardziej umiejętny: niewiedza czytelnika co do właściwej tożsamości nowych znajomych głównego bohatera ze strony na stronę coraz bardziej zastanawia. Wiemy, że on jest kimś zwyczajnym, oni wprost przeciwnie, a kontrast budzi coraz większy niepokój. Nie brak także iście dekadenckich rozmów czy obrazów zabaw, przestrzeni, w których rozgrywa się akcja.
Celowo omijam kwestię fabuły. Nie jest ona pełna zwrotów akcji, ale ciekawa pod innym względem - ciągła tajemniczość stale zachęca do czytania. Chcemy dowiedzieć się co będzie dalej, jak wszystko się rozwinie i o co właściwie chodzi. Nie ma tu wielu wydarzeń, akcja nie pędzi do przodu, raczej rozwija się spokojnie, bazując na klimacie i przekazie. Więcej nie powiem, bo zdradziłabym zbyt wiele.
Wigilia Dnia Zmarłych jest powieścią ciekawą. Jeszcze nie idealną, ale jak na debiut wypada naprawdę świetnie i jest warta uwagi. Osobiście czekam na kolejne książki autora.
---
Także na coffee-kafes.blogspot.com
czytampierwszy.pl