Prawdę mówiąc nie wiem, czego spodziewałam po tej książce. A co dostałam? Potężną dawkę emocji, które trzymają do ostatniego zdania! Naprawdę nie sądziłam, że będzie to aż tak dobra lektura. Nie będzie to szczególnie długa recenzja i będzie raczej obfitowało w "ochy" i "achy", ale mimo to zapraszam.
1. Styl
To, w jaki sposób pisze Filip Zając to według mnie mistrzostwo świata. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że ja się lubię przyczepić. A tu naprawdę nie miałam do czego! Nic mi nie zgrzytało, nie chrzęściło, wszystko było pięknie.
2. Historia
Troszkę mi się nie spodobało, gdy (oczywiście już po zamówieniu, bo po co czytać wcześniej opisy...?) przeczytałam, że "Wigilia dnia zmarłych" to połączenie fantastyki i science fiction, w których to kompletnie nie gustuję. Spodziewałam się latających hobbitów czy coś równie kosmicznego i dość sceptycznie rozpoczęłam lekturę. Jednak tyle fantastyki, ile było w książce pana Zająca mogę spokojnie znieść
Do końca zastanawiałam się kim są Zozym, Nicol i Beatrice i to było fajne.
3. Filozofia
Filozofii jest w "Wigilii dnia zmarłych" dużo, nawet bardzo dużo. Chwilami czułam się przytłoczona, gdy jedna odpowiedź powodowała piętnaście kolejnych pytań. I tak właściwie jest to jedyna rzecz w książce, do której mogłabym się przyczepić. Ale to tylko mały, niemal niewidoczny minus.
4. Ilustracje
Oprawa graficzna książki jest po prostu obłędna! Gdyby na wyobraźnię czytelnika nie zadziałała treść (w co wątpię), to dzieła dokończą ilustracje. Mnie zauroczyła już okładka, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Na tych rysunkach jest tyle detali, tyle szczególików, że miałam problem, by oderwać od nich wzrok.
5. Zozym
Wszyscy bohaterowie są fantastycznie skonstruowani, jednak to Zozym ujął mnie najbardziej. Jego sposób bycia, jego styl - rewelacja!
6. Podsumowanie
Jedno słowo: warto! "Wigilia dnia zmarłych" bardzo wciąga.
"Wigilię dnia zmarłych" przeczytałam dzięki CzytamPierwszy.pl.