W okolicach maja miałam okazję czytać drugi tom „The perfect game” J. Sterling zatytułowany „Zmiana”. Wydawało mi się wtedy, że jest to już koniec o losach Cassie i Jacka, ale okazało się, że jednak nie. Trzeci i ostatni tom, „Słodkie zwycięstwo” to taka książka, przy której nie wiedziałam czy się cieszyć, że powstała czy raczej płakać.
Ale od początku. Cassie i Jack mają przed sobą wspaniałą przyszłość, tworzą jedna wielką rodzinę, oboje spełniają się na swoich polach zawodowych – Jack w baseballu, Cassie w fotografii. Wszystko jest sielanką do czasu, kiedy Jack nie doznaje kontuzji, która wyklucza go z gry na sześć tygodni. Czy Jack wytrzyma tyle bez swojej wieloletniej miłości, jaką jest baseball i czy nie doprowadzi tym Cassie do szaleństwa?
Pierwszy tom, „Rozgrywka” był tak naprawdę średniakiem w mojej ocenie i nie wyróżniała się niczym szczególnym. Ot, taka zwykła historyjka o młodzieży dla młodzieży. Drugi był nieco gorszy, bo miałam wrażenie, że pisany na „odwal się”, byle tylko było. Określiłam ją jako zapychacz, bo tak też czułam podczas czytania. Zaś ostatni tom to już po prostu żenująca próba napisania czegoś przyjemnego na miarę zakończenia serii. Cassie jest denerwująca w swej prostocie, dla mnie nie ma ona charakteru, myśli wyłącznie o Jacku, o seksie z nim, jaki to wspaniały jest… mój Boże, trzymajcie mnie, bo Grey rośnie! Natomiast Jack to taki typowy egoista. Niby kocha Cassie, świata poza nią nie widzi, ale ogranicza ją niemiłosiernie doprowadzając w końcu do tego, że rezygnuje ona w końcu ze swojej kariery byle tylko jego kariera rozwijała się pomyślnie! Drażnią mnie takie osoby, choćby były tylko wymysłem literackim. Ich relacja była dla mnie nieco zbyt dziwna, przesłodzona i za bardzo skupiająca się na aspektach łóżkowych. Mieli problemy, owszem, ale były one tak szybko zażegnywane najczęściej przy pomocy Deana (brat Jacka).
Korzystne było natomiast to, że książka liczy niecałe 300 stron i zadziwiająco szybko się czyta, dlatego nie musiałam łazić po ścianach nad swoją niedolą. Zastanawiacie się, dlaczego czytałam trzeci tom, skoro już drugi był dla mnie naprawdę zbyt przesadzony? Bo nie znoszę zaczynać serii i ich nie kończyć. Choćbym miała płakać przy czytaniu to i tak dokończę, bo nie lubię zostawiać.
Ogółem seria może się spodobać, ale ja prawdopodobnie jestem już nieco za stara na takie historie i niestety czasy młodzieńczej naiwności o wielkiej miłości mam za sobą. Dla fanów „Rozgrywki” i „Zmiany” kolejne rozdziały o Cassie i Jacku będą wspaniałą przygodą i lekką, przyjemną lektura na wakacyjne, upalne dni.
Książka przeczytana dzięki portalowi
https://czytampierwszy.pl