Słodkie zwycięstwo

Recenzja książki Słodkie zwycięstwo
Fabularnie Słodkie zwycięstwo zdaje się być bardziej streszczeniem niż książką pełnowymiarową. Brakuje w nim rozbudowanych wydarzeń, wszystko zdajemy się poznawać skrótowo, po łebkach i zbyt szybko. Do tego dochodzą przeskoki w czasie, przez co tak naprawdę widzimy tylko sceny z życia bohaterów, a nie jego całość.

Cassie dotąd była słabo, ale konsekwentnie kreowaną bohaterką. To raczej dobra dziewczyna, niezbyt miła, ale nie wrogo nastawiona do ludzi. Do tego w pewien sposób silna i niezależną - jej kłótnie o zachowanie pracy, którą kochała jakoś o tym świadczyły. Słodkie zwycięstwo odwraca to wszystko o 180 stopni. Główna bohaterka zrezygnowała z pracy i zrobiła to właściwie bez namysłu, bez żadnego problemu czy żalu. Rozumiem, że priorytety mogą się zmienić, ale fajnie byłoby, gdyby towarzyszyły temu jakieś przemyślenia, wahanie, rozterki... cokolwiek. Cassie za to decyzję podejmuje spontanicznie, bez namysłu i zostaje po prostu żoną baseballisty - taką, jaką dotąd nie chciała być. Ba, wystarczy spojrzeć na włożenie w jej usta wypowiedzi skierowanej do nowo poznanej dziewczyny, którą sama słyszała przy pierwszym zetknięciu z żonami na stadionie w Nowym Jorku: "nie bierz tego do siebie, jeśli inne żony nie okażą się jakoś szczególnie miłe. Tak już jest, dopóki twój chłopak nie spłaci swojego długu wobec drużyny [Sterling 2018: 183]" - no jak tak to wszystko w porządku, prawda?

Coś równie dziwnego dzieje się z Jackiem - dotąd świata poza Cassie i baseballem nie widzi, po czym rezygnuje z gry. I jasne, może mieć nowe powody, zmienić danie, ale znów - rozterek w tym nie ma, obaw też nie. Ani trudności.

W ogóle jakoś strasznie drażni mnie, że bohaterowie ot tak, bez problemu rezygnują ze swoich pasji, bo rodzina, bo miłość. Ja rozumiem, że w tym czasami może być jakiś sens, ale do licha, to jest tak konserwatywne, tak przykre. Przesłaniem całej serii staje się najważniejsze dziecko, dla niego trzeba (nie "można", "trzeba") zrezygnować z pracy. W przypadku Jacka rzeczywiście pogodzenie ojcostwa z grą może być problemem, ale czy Cassie naprawdę nie może być i matką, i fotografem?

W Słodkim zwycięstwie ważna staje się także inna para - Melissa i Dean. Te postacie dotąd były słabo zarysowane, ale teraz dziewczyna po prostu jest źle wykreowana. Jej lęk przed związkiem z Deanem jest tak koszmarnie i irracjonalnie wytłumaczony, że aż nie wiem, co powiedzieć. Miałby sens w przypadku Cassie, Deana, Jacka, ale nie Melissy wychowanej w szczęśliwej, kochającej się rodzinie.

Słodkie zwycięstwo jest przesłodzone - właśnie przez ten brak rozterek, wszystko ładnie i lekko się układające. Na początku pojawiają się jeszcze jakieś problemy, ale wszystko błyskawicznie i uroczo się rozwiązuje. Sterling zdaje się popadać ze skrajności w skrajność i naprawdę nieprzyjemnie się to czyta. Jak i całą serię - można ja sobie spokojnie darować, teraz już chyba nawet fanów romansów nie zainteresuje.

---
Także na coffee-kafes.blogspot.com
czytampierwszy.pl
Dodał:
Dodano: 17 VIII 2018 (ponad 6 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 178
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Aleksandra
Wiek: 32 lat
Z nami od: 21 VI 2010

Recenzowana książka

Słodkie zwycięstwo



Kiedy kariera baseballisty dobiega do fazy schyłkowej, człowiek ma wrażenie, że otrzymał kopniaka w brzuch. Tak jakby w końcu dotarło do niego, że ten sport nigdy go nie kochał. Tyle bezsennych nocy, godzin spędzonych na siłowni, treningów, przygotowania mentalnego, nieobecności podczas świąt, urodzin dzieci, wspomnień, których się nie ma wraz z rodziną… I po co to wszystko? Okazuje się, że baseb...

Ocena czytelników: 5.5 (głosów: 1)