„Kochanka księcia” miała być powieścią, przy której igraszki Greya to niewinne zabawy, ale moim zdaniem to nie do końca jest tak. Filarem powieści jest miłość, która wbrew pozorom jest niemalże niewinna. Sceny łóżkowe, mimo że noszą bardzo delikatny ślad dominacji, to są opisane z niezwykłym wyczuciem. Odpowiednio rozgrzewają i przyśpieszają tętno, ale nie wywołują niesmaku. Podobało mi się to, że autorka nie przesadziła z ilością scen łóżkowych i potrafiła je umiejętnie wpleść w ciekawą i porywającą fabułę.
Zaciekawiła mnie postać głównej bohaterki, ponieważ całkowicie mnie zaskoczyła. Gdy wyobrażam sobie romans z księciem w roli głównej, w głowie jak na zawołanie pojawia się obraz kopciuszka, który zrobi wszystko, żeby książę raczył na nią zerknąć. Clara całkowicie różni się od mojego wyobrażenia. Po pierwsze w nosie na konwenanse, a jako amerykanka z pochodzenia, nie odczuwa tak wielkiego respektu wobec rodziny królewskiej, jak Brytyjczycy. Jest bardzo bogata, więc kopciuszkiem również nie można jej nazwać. Najważniejsze jest jednak to, że nie boi się wyrażać swojego zdania, a to w połączeniu z wredną rodziną księcia, która oczywiście nie jest przychylna jego związkowi, okazuje się mieszanką wybuchową.
Po tej książce można się spodziewać przewidywalnej fabuły i płaskich, nijakich bohaterów, ale autorka starała się jak mogła, żeby wybić się ze swoją powieścią poza szablon. Oczywiście nie udało jej się stworzyć całkowicie nieprzewidywalnej książki, ale schematy w niej zawarte były absolutnie nieszkodliwe i nie przeszkadzały mi w lekturze. Nie mamy tu ckliwego romansu z „żyli długo i szczęśliwie”, dostajemy opowieść romantyczną, ale dynamiczną i absolutnie wciągającą. Jestem bardzo ciekawa, w jaki sposób autorka poprowadzi swoją powieść, więc z niecierpliwością czekam na kolejny tom.