"Niemiecki bękart" mnie nie zawiódł, ale również nie powalił na łopatki.
Średnią wprawdzie ma najwyższą spośród książek o Fjällbace, ale ja nie zauważyłem różnicy w stosunku do pozostałych tomów.
Akcja toczy się dosyć leniwie, w końcu to Fjällbaka peryferie Szwecji.
Śledztwo w sprawie morderstwa Erika Frankla posuwa się opieszale, na sprawdzenie bilingów i operacji bankowych funkcjonariusze z Tanumshede wpadają po dwóch tygodniach śledztwa.
Dla rozwiązania tajemnicy morderstwa bardzo ważne jest poznanie przeszłości, zamordowanego. A ta przeszłość wiąże się z matką Eriki Falck, Else Mostrom, jej koleżanką Brittą i Fransem Ringholmem. Razem z Erikiem tworzyli oni małą paczkę, podczas II Wojny Światowej. Po wojnie przestali się spotykać, mimo że wszyscy mieszkali w tej samej miejscowości. Ta sytuacja daje do myślenia.
Przyznam że powieść jest dobrze skonstruowana, Pani Camilla dozuje nam nowe fakty, jakby były lekiem, w rozsądnych dawkach, jednak bez długich przerw, by lek mógł działać.
W książce podejmowany jest problem faszyzmu, szczególnie nietolerancji wobec innych ras i nacji. Nietolerancji która prowadzi do nienawiści, a podczas II Wojny Światowej doprowadziła do strasznych czynów.
Ten problem mam wrażenie nie jest zgłębiony, ale przedstawiony na przykładach zachowań neofaszystów.
Piąty tom sagi, jest jak zwykle poprawny politycznie, przypomina mi "Klan".
W dialogach, pojawia się za dużo powiedzenień, które co jakiś czas się powtarzają, poza tym są poprawne.
Powieść dobrze się czyta, jest napisana lekkim piórem i bardzo przyjemna w odbiorze.