"Skalpel" może i nie jest powieścią słabą, o nudzie można zapomnieć, Tess Gerritsen uśmierca bohaterów jednego za drugim, jednak czytało mi się tą pozycję źle, daleko jej do lekkości, dajmy na to Camilli Lackberg, nie czułem smaku jej zdań, jaki był mi dany u Stiega Larssona.
Nasza pani detektyw Jane Rizzoli, ma ciężkie życie, masę pretensji i często się wkurza. W "Skalpelu" chyba większość osób ma pretensje, chyba że spotykamy je martwe, jako ofiary "Chirurga" który uciekł z więzienia, lub nowego oprawcy o pseudonimie, "Dominator" Przez te pretensje powieść czytało mi się jak po grudzie. Do tego Pani Gerritsen pisze w sposób niezrozumiały, skrótowość opisów, prowadziła do pomijania pewnych informacji kluczowych w odbiorze przedstawianych scen, w związku z czym, często się gubiłem i czytałem zdania po raz drugi.
Mam wrażenie że mamy tu za dużo trupów, wprawdzie sceny sekcji zwłok były ciekawe, użyto wielu terminów medycznych, ale czemu służy około dziesięciu trupów?
Plusem thrilleru są ciekawe, pełnokrwiste postacie.