Lekka lektura, do przeczytania w godzinkę, pochłaniająca i dająca zarówno powody do śmiechu, jak i do przemyśleń.
Bohaterami są Lisa i Gilles, małżeństwo z 15-letnim stażem. Małżonek wraca ze szpitala do domu z amnezją. Wita go kochająca żona, która pragnie pomóc mu w odzyskaniu pamięci. Opowiada więc mu o ich dawnym, wspólnym życiu, opowiada o nim samym, kim był, jak się zachowywał, czym się zajmował. Przedstawia go jednak takiego, jakim by chciała, by był w rzeczywistości, idealizuje go, ukrywa jego wady, a wyostrza zalety. Nie bierze jednak pod uwagę tego, że Gilles również kłamie. Gilles tylko udaje amnezję, aby dowiedzieć się prawdy o żonie. Jak się skończy ta intryga? Kto pierwszy zorientuje się, że druga osoba kłamie? Przeczytajcie...
Schmitt pokazuje tu, jak człowiek potrafi przyzwyczaić się i znudzić drugą osobą. I mimo, że nadal darzy ją gorącym uczuciem, woli od niej odejść, niż walczyć o nią. Porusza problemy z jakimi boryka się większość małżeństw. Jak sprostać takim problemom? Kto kocha bardziej, kobieta czy mężczyzna? Kto jest bardziej skłonny do kompromisów? A jak się kocha za bardzo, to może lepiej pozwolić drugiej osobie odejść? Czy miłość zawsze wiąże się z cierpieniem? Na te pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy związek musi wypracować sobie odpowiedni sposób na rozwiązywanie problemów, na rutynę, na nudę.
Vincent van Gogh powiedział kiedyś:
"Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu."
Wiele w tym prawdy, ale zawsze warto walczyć o miłość i czasem nie można pozwolić jej odejść, bo jeśli jest prawdziwa, to przezwycięży wszystko Amor omnia vincit
Poza tym padają w tej książce piękne słowa o miłości, kwintesencja...
"Nie można uciec od własnego przeznaczenia. Ty jesteś moim przeznaczeniem. Nigdy nie będziemy należeć do siebie fizycznie, ale należymy duchowo. Zapadłeś we mnie tak głęboko, ja zapadłam w ciebie, jesteśmy uwięzieni. Nawet kiedy cieleśnie nie jesteś moim mężczyzną, jesteś w moich wspomnieniach, moich marzeniach. Możemy się rozłączyć, lecz nie możemy się już rozstać (...) Co to znaczy kochać mężczyznę? To znaczy kochać go na przekór sobie, na przekór niemu, na przekór całemu światu. To znaczy kochać go w sposób, na który nikt nie ma wpływu. Kocham twoje pragnienia, a nawet awersje, kocham ból, jaki mi zadajesz, ból, którego nie odczuwam jako bólu, ból, o którym od razu zapominam, który nie pozostawia śladów. Kochać to znaczy mieć tę wytrzymałość, która pozwala przechodzić przez wszystkie stany, od cierpienia do radości, z tą samą intensywnością (...) Moja miłość do ciebie to jądro, to mgławica w głębi mojego umysłu, to coś, do czego nie mam dostępu, czego nie mogę zmienić. Jakaś cześć ciebie wciąż we mnie żyje. Tkwisz we mnie. Jestem twoim odbiciem, ty jesteś moim, żadne z nas nie może istnieć oddzielnie."
I jeszcze jedno podobało mi się, że Gilles całował Lisę po szyi. Ja uwielbiam jak mój mężczyzna całuje mnie po szyi. Bo tego wszystko się zaczęło...