Po przeczytaniu zaledwie nieco ponad trzecią część powieści, powiedziałem sobie dość, dalej nie dam rady. Wątki, w tym główny, historia tropienia i próby zabicia potwora, zwanego przez niektórych nawet szatanem, była dosyć ciekawa. Natomiast to co mnie irytowało i odpychało to język tej powieści, drętwy, nieadekwatny, wręcz sztuczny.
Ludzie Lodu muszą zmierzyć się z bestią straszną, bo zdolną zabijać wzrokiem, a nawet samą swoją obecnością. Pokonać ją próbują, oddziały kapitana Dristiga, jedni z najbardziej wyborowych żołnierzy, padają martwi, a kapitanowi rośnie ciśnienie.
To co mi się w tej powieści podobało, to stosunek rodu Ludzi Lodu, do najsłabszych, tym razem najsłabszym był Kulawiec. O Jego losach czytało się ze wzruszeniem, a przygarnięcie go przez tą rodzinę, było czymś bardzo dobrym. Pani Margit Sandemo ma bardzo dobre serce, ale słaby warsztat pisarski. Z tym że pomysłów na akcje miała ogrom.
Powieść mogę polecić fanom Sagi Ludzi Lodu, wiem że w Polsce jest ich bardzo wielu, moja ocena to 4/6.