Z Teodorem Szackim nie jest dobrze, biedak coraz chudszy, blady, słaby, niewyspany i wkurwiony. Wszystko i wszyscy go irytują, nic go nie cieszy. Nie ma się czemu dziwić, rozstał się z żoną, ona ułożyła już sobie życie z jakimś Tomaszem, z córeczką się właściwie nie widuje. Mieszka w Sandomierzu, nadal jest prokuratorem, ale ma wrażenie że to straszne zadupie, spraw mało, irytująca małomiasteczkowa cisza. Aż do dnia gdy zostaje popełniona okrutna zbrodnia.
Zamordowana zostaje Elżbieta Budnik, kobieta która nie miała wrogów, udzielała się społecznie organizując przedstawienia, uczyła młodzież, pełna energii i poświęcenia. Zostaje znaleziona w centrum Sandomierza naga z wielokrotnie przeciętą szyją, jest niesamowicie blada, obok jej ciała, znaleziono chalef, długi rzeźnicki nóż do uboju rytualnego bydła. Używają go Żydzi, żeby mięso zabitego bydła było koszerne. Do tego w ręce denatki znaleziono kwadratowy kawałek metalu a na nim znak rodła. Symbol bierze swą nazwę od dwóch słów rodzina i godło. Jest znakiem polaków mieszkających w Niemczech.
Nie będę pisał co dalej, zostawiam wam przyjemność poznawania i rozkoszowania się wspaniałą powieścią Zygmunta Miłoszewskiego. Warto ją przeczytać, nie tylko dlatego że jest napisana świetnie, autor przekazuje nam dużo wiedzy o Żydach, antysemityzmie, Sandomierzu. Bohaterowie są z krwi i kości, zagadka niesamowicie wciąga, a jej rozwiązanie jest niebywale zaskakujące. Autor podobnie jak iluzjonista steruje naszą uwagą w taki sposób byśmy mieli poważne problemy z wykryciem seryjnego mordercy.