"Ja, anielica" to drugi tom z cyklu "Ja, diablica" Katarzyny Bereniki Miszczuk. Śmiertelniczka Wiktoria, jej partner Piotruś i diabelski Beleth znów powracają, aby nas rozbawić i umilić czas. Tym razem jednak pojawiają się w zupełnie innej, nowej odsłonie.
Przyznam szczerze, że ta część niezmiernie różni się od poprzedniej. Azazel pragnie zostać archaniołem, a akcja toczy się głównie w Niebie. Jedyną niezmienną jest umiejętność Wiktorii do wplątywania się w przeróżne kłopoty oraz nie przerwane próby zdobycia jej przez Beletha.
Wiele różnic, zmiana atmosfery, nowe postaci - czy to wystarczy, aby "Ja, anielica" okazała się lepsza od swego poprzednika ??
Autorka nadal utrzymuje humor i zabawne wątki na najwyższym poziomie.Co prawda wątków tych jest nieco mniej, ale to tylko dodaje książce uroku. Czytając i tak uśmiechałam się od ucha do ucha.
"Gabriel potarł czoło.
- Czy ktoś jeszcze chciałby coś dodać? - zapytał. - Spóźnić się? Wyjść? Chciałbym zacząć...
- Przepraszam, ta herbata miała być z cukrem? - gdzieś z trybun zapiszczał mały putto."
Opis Nieba wyszedł pani Miszczuk równie wspaniale, podobnie zresztą jak opis Niższej Arkadii w "Ja, diablicy". Wszelkie anielskie reguły, wszechobecna biel i małe, denerwujące putta - amorki - zostały przedstawione niezwykle precyzyjnie i dokładnie.
Bardzo cieszy mnie fakt, iż nie można powiedzieć, że akcja jest przewidywalna. Może fabuła nie jest najwyższych lotów, ale dorównuje niektórym książkom amerykańskich autorek. Wreszcie coś się dzieje, a czytelnik z niecierpliwością czeka na rozwój wydarzeń.
Mimo to jednak znalazłam w książce - tak przynajmniej przypuszczam - wiele wzmianek dotyczących trzeciej części, "Ja, potępionej". Wydaje mi się niemal oczywiste, że akcja będzie rozgrywać się w Tartarze. W "Ja, diablicy" nie było czegoś takiego. Nie wiem czy mam rację, ale czas pokaże czy się mylę.
Niestety minusem nadal jest wątek miłosny, jednak tym razem z zupełnie innego powodu. Moim skromnym zdaniem za mało jest momentów Beleth - Wiki. Beleth, jako ulubieniec czytelniczek, w tym tomie nie znajduje wielu okazji do podrywu. Naprawdę mnie to frustrowało. Wątek miłosny został niemal zredukowany do minimum. Dlaczego ??
Pani Miszczuk w swej powieści popadła w klątwę "Księżyca w Nowiu". Prościej rzecz ujmując główni bohaterowie się rozstają. Najpierw Piotruś, a na skutek tego także Beleth. Innymi słowy Wiki czuje się oszukana, zraniona, a książka przejmuje jej smutny nastrój.
Podsumowując myślę, że warto sięgnąć po "Ja, anielicę", która jest zdecydowanie lepsza od pierwszej części, a to zdarza się niezwykle rzadko, więc uważam, iż autorce należą się owacje na stojąco.
Polecam !!
Więcej moich recenzji znajdziecie na:
http://life-is-short-make-it-happy.blogspot.com