Emilia, matka niesfornych bliźniąt, próbuje stanąć na nogi po rozwodzie. Pomocną dłoń wyciąga do niej ekscentryczna staruszka i dzięki niej kobieta trafia do domu gburowatego pisarza oraz jego charakternej… kotki! Współpraca przebiega burzliwie, szczególnie gdy między pracodawcą a Emilią zaczyna działać chemia…
Kociarą nie jestem, ale już fanką autorki - jak najbardziej. Chociaż nie ma co ukrywać, że ten słodki pyszczek z okładki umilał lekturę.
Książka to dobra mieszanka powieści obyczajowej i komedii romantycznej. Problemy dnia codziennego przeplatają się z sytuacyjnym humorem, a całość doprawiona jest obecnością pewnej kotki. I pewnie tutaj prawdziwe kocie mamy będą mieć używanie, bo wydaje mi się, że wiele sytuacji wzięto z życia. Powieść czyta się bardzo przyjemnie, jest to idealna pozycja do relaksu i odpoczynku. Niewymagająca, zabawna i pełna takiej pozytywnej energii (i sierści). Może nie jest to lektura, która odmieni wasze życie, ale na pewno na chwilę je uprzyjemni. Oprócz fajnego pomysłu to i styl autorki jest bardzo udany. Lekki, wciągający i niewymuszony. Ja bardzo dobrze spędziłam z nią kilka wieczorów.