Dodano: 07 IX 2020, 18:42:15 (ponad 4 lat temu)
Dziś jest recenzja nowości, mianowicie nowe wydawnictwo i nowiutka pozycja, dopiero stawiająca pierwsze kroki w czytelniczym światku, aż trudno było odszukać ją na większości portali literackich. A szkoda, bo dla mnie osobiście jest to fantastyczne odkrycie, które zdecydowanie zasługuje na szersze grono odbiorców.
Pisałam, ze to nowość - faktycznie, książka została nam sprezentowana w tym roku, choć nieżyjąca już autorka spisała swoje wspomnienia już w 1939 r. na rzecz... konkursu literackiego ZUS-u. Jej opowieść zajęła pierwsze miejsce i w końcu dotarła do grona współczesnych czytelników.
A jest co wspominać! Autorka bowiem opisuje swoją praktykę lekarską w dwudziestoleciu międzywojennym w Suchej Beskidzkiej. Możemy z pierwszej ręki poznać relację o trudach tej pracy, od brawurowej jazdy furmankami w środku nocy, do tragicznych braków w podstawowej wiedzy zdrowotnej/biologicznej ludności, którą pani Karaś starała się leczyć... i uświadamiać. Praca wprost syzyfowa, cały pamiętnik opiera się na zachowanych w pamięci autorki najdziwaczniejszych, najtrudniejszych albo i najbardziej komicznych przypadkach, z którymi przyszło się jej zmierzyć. Nie brakuje też cynicznych komentarzy i ciętych ripost, których nie szczędziła swoim pacjentom.
Króciutka pozornie całość (tylko ok. 140 str) mieści w sobie zaskakująco dużo treści i obszernego wyczerpania tematu. Jest to jedna z książek do "połknięcia" na raz, ale na pewno co mocniejsze fragmenty zostaną mi w pamięci na długo - szczególnie te o niezwykłej fantazji chłopów do leczenia się po swojemu - na wiele z tych rzeczy w życiu bym nie wpadła!
Jest to pierwsza część nowej serii Klisze Lekarskie - na pewno chętnie sięgnę również po kolejnie tomy, a na ten moment "Wcierki..." serdecznie polecam
Użytkownik nie wystawił oceny książce.