Trzydziestoletnia Luiza Mleczko, panna, mieszkanka wsi, kobieta nieco sztywna i pryncypialna, ale szalenie elegancka i zadbana, uparta, pyskata i rezolutna, na dodatek urzędniczka (sołtyska) i Rafał Snarski, „emerytowany” bokser i gangster, który zaszywa się w wiosce, by uciec przed całym światem, człowiek szorstki, nieprzyjemny, skrzywdzony okrutnie przez los. Ta dwójka od początku, od pierwszego spotkania, prowadzi nieustanną walkę między sobą. Czas pokaże, czy Luizka, zaręczona z gminnym sekretarzem, poczuje miętę do łobuza…
Skłamię gdy napiszę, że lubię styl autorki i czytam ją w ciemno, bo to nieprawda. Jednak w porównaniu z ostatnią książką spod jej pióra, a tą - to niebo a ziemia. Nawet napiszę, że to była dobra książka, ot taka lekka i relaksacyjna.
Początkowe perypetie Luizy, głównej bohaterki, przypominają serialowe "Ranczo". Jest wieś, "podsklepowi" goście i ambitne sprawowanie funkcji sołtysa. Potem pojawia się tajemniczy nowy mieszkaniec i klimat powieści diametralnie się zmienia na bardziej mroczny, a nawet gangsterki. Ciężko przez to nie wyczuć nierówności w fabule, zachowanie bohaterów ulega zmianie, a z wiejskiej sielskości nie zostaje prawie nic. I to chyba najbardziej mi przeszkadzało. Powieść jest z rodzaju tych niewymagających, czyta się sama, a zakończenie zmusza do sięgnięcia po kolejną część. Wątek, który autorka wykorzystała, jest bardzo ciekawy i oryginalny, nie wiem jak z jego realnością, ale na to przymykam oko.
To powieść typowo rozrywkowa, z charakterystycznymi bohaterami, momentami zabawna i niedająca się odłożyć. Może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale podobała mi się na tyle, że chcę przeczytać kolejny tom i dowiedzieć się jak to się skończy. Liczę na to, że autorka z książki na książkę będzie mnie tak zaskakiwać.