Ironiczna i pełna czarnego humoru wielkomiejska gawęda.
Przeżycia i przemyślenia głównego bohatera snują się przed nami jak dym z papierosa w rytmie dobrego jazzu. Książka z precyzją lekarskiego skalpela obnaża polską rzeczywistość, widzianą oczami współczesnego trzydziestolatka. W szczerej do bólu, bezkompromisowej narracji pobrzmiewa antyczne: „nic, co ludzkie, nie jest mi obce” i dzięki temu „Małe separacje” stanowią nie tyle może cudowny lek na, powszechną dziś, ideologiczną i aksjoloiczną niestrawność, co kubek mocnej kawy, którego wypicie, jak zwykle w takich sytuacjach, przynosi oczyszczenie i krótki odpoczynek.