Dodano: 07 VII 2018, 22:10:46 (ponad 6 lat temu)
Pierwsze co przychodzi na myśl po lekturze, to leniwa akcja. Narracja prowadzona jest z perspektywy jednej bohaterki, tytułowej Kirke. Ma się wrażenie jakby snuła ona swoją opowieść przy ognisku.
Pozornie od samego początku przechodzimy od jednego wydarzenia do drugiego, ale wszystko dzieje się tak powoli, że momentami lektura może człowieka unudzić. Z pewnością trzeba się wczuć w historię opowiadaną przez #madelinemiller i nie jest to pozycja, która wszystkim przypadnie do gustu. Dla mnie największą zachętą do czytania było to, że historia oparta jest na mitologii. Tyle, że całość to w większości taki zlepek różnych mitów, tylko tym razem opowiedzianych oczami jednej z drugoplanowych bohaterek. Uczestniczy ona w różnych wydarzeniach, gdzie spotyka znanych herosów i bohaterów – np. Prometeusza, Deadala, Jazona. Autorka dodała całą otoczkę wokół tego co znamy z mitologii. Co do samej bohaterki, to jakoś mnie do siebie nie przekonała, przez co może trudno mi było wkręcić się w opowiadaną przez nią historię. Miller zdecydowała się ocieplić trochę wizerunek bogini i przedstawiana ją mniej negatywnie niż w mitologicznych historiach. W efekcie Kirke jawi się nam jako ta czarna owca w rodzinie, bez pięknego boskiego głosu, wyśmiewana przez całą boską społeczność, ta niewinna i szykanowana przez rodzeństwo. To, co mnie urzekło w tej powieści, to język jakim jest napisana. Autorka tak go wystylizowała, aby przywodził na myśl faktyczne mitologiczne przypowieści. Książka nie była dla mnie rozczarowaniem, ale również nie zwaliła mnie z nóg. Co nie zmienia faktu, że chętnie sięgnęłabym jeszcze po inne powieści tej autorki.
Oceniam książkę na: 5.0