Światy Solarne to powieść przenosząca nas w inną rzeczywistość, która spełnia wszelkie wymogi rzeczywistości steampunkowej. Mamy więc technologię jakby wziętą z XIX wieku, ale udoskonaloną tak, że parowe statki przemierzają kosmos. Mamy Układ Słoneczny, którego wszystkie planety są zamieszkane, a Ziemia jest w tym układzie światem zacofanym, peryferyjnym - prym wiodą Merkury, Mars i Wenus.
Na ten system napadają najeźdźcy z kosmosu, a przypomina to trochę steampunkową wersję "Wojny światów" Wellsa.
Przestrzeń kosmiczna wypełniona jest eterem, którym wyszkolony człowiek - czy może raczej humonoid rasy ludzkiej, może oddychać. Aborygeni z kontynentu Australion, czyli u nas Australii, potrafią się dzięki swojej magii w eterze teleportować. Humanoidzi mają różne ciekawe sposoby rozmnażania i czasu płodnego, które wprowadzają czytelnika w konsternację, dopóki się w trakcie lektury nie przestawi na wytwory rozbuchanej wyobraźni Maszczyszyna.
Bo przestawić się trzeba koniecznie - powieść jest zakręcona, przewrotna, łamie stereotypy - musimy się myśleć kategoriami innej fizykę, innej biologii. Nie każdemu taka powieść przypadnie do gustu - niewątpliwie jest jednak ciekawym głosem w rodzimym steampunku.