"Na dworze mżawka, szyba płacze tysiącem malutkich łez, kruki siedzą rzędem na gzymsie i patrzą z ukosa na wielki plac przed instytutem. Wątroba trzyma w dłoni czarną pelerynę. Zakłada ją, wychodzi na korytarz; długo brzmiące echo pospiesznych kroków, szary zapach pasty do podłóg, mdłe światełko deszczowego dnia za oknami. Mija to wszystko, mija kilka lat swojego życia, zdecydowany zniknąć stąd, uciec, rozpocząć na nowo, zapomnieć o okropnościach, które widział. Choćby miał porzucić wszystko, co miał, czego dokonał. Wtedy usłyszał za plecami odgłos wielu kroków; wyjrzał zza załomu muru, weszli do jego pokoju. Ktoś go woła, słyszy swoje nazwisko, rzuca się do ucieczki. Miarowe, szybki tupot nóg uciekającego zadudnił w studni korytarza. Zmieszał się ze zwielokrotnionym echem goniących go kroków, szare plamy światełek co rusz depczą buty biegnących, zdyszanych postaciami. A to skurwiel z tego Franciszka! Nowak już wie. Ale Malik nie ma wyboru, musi pędzić o przejścia pod lwem, może uda się uciec.
Nie dopadli go na korytarzu – był za szybki. Adrenalina pompowała siłę w nogi, w płuca, prawie dotarł na miejsce. Ale są blisko. Jeżeli zacznie się szarpać z drzwiami, to go dopadną. Franciszek stoi pod wyjściem, majstruje coś przy zamku. Malik biegnie wprost na niego, nie podda się bez walki. Portier otwiera drzwi, w tym momencie usłyszał biegnących. Odwrócił się. Malik zarejestrował grymas zdziwienia, a zaraz potem metamorfozę twarzy w zdeterminowaną, wściekłą maskę. Zaraz mu pokaże."
Dodał: KomisarzWatroba
Dodano: 12 IX 2013 (ponad 11 lat temu)