Dodano: 05 X 2012, 10:09:43 (ponad 12 lat temu)
Opowiem wam historię — rzekł Bajarz — ale nie możecie się zbytnio wiercić ani kaszleć, ani wydmuchiwać nosa częściej, niż potrzeba… I nie możecie rozplatać już więcej papilotów. A kiedy skończę, musicie natychmiast zasnąć.
Ktoś napisał kiedyś, że otwieranie książki Marcii Willett jest jak powrót do starego przyjaciela. Czytelnik sięgający po najnowszą powieść tej autorki na polskim rynku – „Godzinę dzieci” – bez problemu może się przekonać, ile w tym zdaniu prawdy.
„Godzina dzieci” to wzruszająca, pełna życiowej mądrości saga rodzinna, która ujmuje ciepłem i zapada w pamięć. Na długo.
Georgie, Mina, Henrietta, Josie, Timmie i Nest praktycznie wychowali się w Ottercombe, w należącym do rodziny Shaw wiejskim domu, położonym w pobliżu morza i wrzosowisk. Tu, wśród śmiechów i zabaw, spędzili beztroskie dzieciństwo oraz wczesną młodość, punktualnie o siedemnastej zasiadając u stóp matki, by za pomocą jej melodyjnego głosu zostać wprowadzonym w magiczny świat opowieści. Sielankę w niewielkim zaledwie stopniu zakłóciła szalejąca po Europie druga wojna światowa.
Minęły lata. Teraz w Ottercombe mieszkają już tylko Mina oraz Nest (od czasów wypadku samochodowego, w którym zginęli jej siostra i szwagier, poruszająca się na wózku). Mimo przeciwności i ograniczeń, z którymi przychodzi im się mierzyć każdego dnia, dzięki pogodzie ducha i zdrowemu rozsądkowi stanowią prawdziwe oparcie dla całej rodziny. A dla tej nadchodzą ciężkie czasy – oto do Ottercombe przybywa Georgie, najstarsza z sióstr. Jako dziecko uwielbiała tajemnice, często szantażując swoją wiedzą wszystkich dookoła. Teraz, kiedy nie do końca panuje nad sobą, chce się podzielić sekretami. Atmosfera staje się niezwykle napięta – Mina i Nest nie potrafią odmówić chorej siostrze, jednak wciąż zastanawiają się, ile Georgie tak naprawdę wie... Jednocześnie czarne chmury gromadzą się nad głową ich siostrzenicy Lyddie i jej młodego małżeństwa.
Marcia Willett umiejętnie i z niezwykłym czarem wprowadza czytelnika w historię rodziny Shaw, co rusz przenosząc go to w teraźniejszość bohaterów, to znów w ich wspomnienia, ukazując myśli, odczucia i reakcje. Przeszłość Nest, Lydii czy Miny pozwala nam lepiej rozumieć podejmowane przez nie decyzje, a całość sprawia, że wszyscy bohaterowie „Godziny dzieci” wydają się bardzo realni i dziwnie bliscy. Ich problemy mogłyby być naszymi problemami, decyzje – naszymi decyzjami, obawy – naszymi wątpliwościami.
Najnowsza książka Marcii Willett jest w pewnym sensie lekarstwem na nieumiejętność odnalezienia się w życiu lub poradzenia sobie z przyszłością. Autorka pokazuje przede wszystkim, jak czerpać niezwykłą siłę z więzów krwi – w jaki sposób rodzina może stać się oparciem dla nas w najtrudniejszych chwilach życia, w jaki sposób przezwyciężać dzięki niej nasze lęki, jak szukać w niej ukojenia po stracie. Lyddie uzmysławia nam, że w obecnych czasach często niesłusznie zapominamy o mądrości osób starszych; Nest – jaką ulgę może sprawić wyjawienie tajemnicy, nawet tej skrywanej przez dziesięciolecia, Mina – że z każdą słabością można i należy walczyć z uśmiechem, a życie trzeba przyjmować takim, jakie jest.
Już w „Letnim domku” oraz „Tygodniu w zimie” Marcia Willett udowodniła, że potrafi opowiadać jak nikt inny, podbijając serca polskich czytelniczek. „Godziną dzieci” udowadnia także to, że jest niezwykłą obserwatorką rzeczywistości po prostu – kobietą pełną życiowej mądrości.
Oceniam książkę na: 5.0