Kolejny raz, już spokojnie i bez pośpiechu czytam „Białego konia” Androsiuka. Nie jest ten „koń” podobny ani do „firmy”, ani tym bardziej do „grawitacji”. Na stronie tytułowej nazwa gatunku- „apowieść”, którą to klasyfikację poddawał w wątpliwość sam autor. Niesłusznie, gdyż jest to naprawdę „apowieść” (czyli po polsku –powieść niewielkich rozmiarów), a nawet saga jednej rodziny, jednego rodu. Ciekawa, czasem smutna, czasem śmieszna, czasami prymitywnie ograniczona, a jako całość głęboko życiowa. Mówiąc o prymitywizmie nie mam na uwadze pisarza, tylko myśli, uczucia bohaterów „opowieści”. Dlaczego „saga”? Bo zaczyna się od pierwszych, od założycieli rodu (według ich subiektywnej oceny), a kończy się na ostatnich, którzy jeszcze nie dali odrostów. I nie jest ważne, że między pierwszym a ostatnim znajduje się tylko jedno pokolenie, ważne, że od początku do końca. Gdy zaczynasz czytać opowieść- wciąga, a to oznacza, że Androsiuk „rośnie”. Pisze o życiu tak realistycznie, że ciśnie w dołku. Czytam i wydaje mi się, że zaglądam przez płot na podwórko sąsiadów i obserwuję, co tam się dzieje. Odczuwam ból, żal, ale pomóc nie mogę… Co takiego jest w twórczości Michała Androsiuka, że i „wdołku ściska”, i czuje się ból i żal? To umiejętność sięgania do najgłębszych zakamarków duszy nieraz zamkniętych przed samym sobą, to zdolność patrzenia na świat i ludzi oczami bohatera i odczuwania tego, co czuje on, co czujemy my, co jest bolesne, ale zmienić tego nie można. Recenzja z http://kamunikat.org/usie_knihi.html?lang=PL&pubid=542 [edytuj opis]
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: