Drzwi pokoju otwarły się wreszcie i Lorendana istotnie zjawiła się na progu. Ubrana była teraz w białą, powłóczystą suknię z muślinu, zaś Gerard oniemiał ujrzawszy ją przed sobą. Wiedział doskonale, że to ona, Lorendana, a jednak miał wrażenie, że to inna zgoła, nieznana mu kobieta wychyliła się zza drzwi; jeszcze bardziej czarująca, jeszcze bardziej wytworna i godna podziwu. Uderzyło go przede wszystkim, że nie miała w tej chwili czarnych włosów, które dziwnie nie harmonizowały z białością jej twarzy.
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: