Z tej książki płynie strużka delikatnego, ciepłego światła. Kiedy ją otwieramy, wydaje się, że wchodzimy w jakiś zapomniany zaułek dzieciństwa, gdzie słychać oddychającą ziemię, dzwony z wiejskiego kościółka, głosy ludzi prostych i śmiech mądrych dzieci. To bajki–niebajki o dobrych spotkaniach w noc wigilijną, o świecy, która mimo iż zapala ją don Camillo, nie chce płonąć, bo ofiarował ją zły człowiek, to prześliczny list chłopca do Dzieciątka Jezus, i Anioł Stróż wędrujący po asfaltowych ulicach miast. A między jedną bajką i drugą widać w szparce wielkie czarne oko Guareschiego, zmrużone porozumiewawczo. Uśmiecha się i mówi: „Przyjaciele, jeśli możecie zabarwić jakąś historię odrobiną poezji, nie ociągajcie się. Nie zubożajcie jej jak w dawnych farsach, skłaniając się ku przenikliwości żony lub pomyłce służącej. Potrzebujemy wierzyć w lepszy świat, który niestety nie może być z tego świata, dlatego trzeba prosić o pomoc Niebo”.