W 1939 roku, po dziesięciu latach na obczyźnie, Henry Miller powrócił do Stanów Zjednoczonych wiedziony przemożnym instynktem: chciał zobaczyć ojczyznę taką, jaka jest w istocie - dotrzeć do korzeni amerykańskości. W towarzystwie Abe'a Rattnera, przyjaciela i artysty, wyruszył w trzyletnią podróż, podczas której odwiedził wiele miejsc i zaprzyjaźnił się z ludźmi wszelkiego pokroju. Relacja z tej wędrówki niewiele ma wspólnego z klasycznym reportażem, jest to przede wszystkim bardzo emocjonalny zapis wrażeń, pełen przenikliwych obserwacji, nader krytycznych opinii i celnych point. Choć mogłoby się wydawać, że Miller postrzega Amerykę jako kraj estetycznej i duchowej pustki, społecznej niesprawiedliwości i bezduszności, tandety, wszechobecnej ohydy i nędzy", to jednak jego gniew wyraźnie słabnie, gdy przechodzi do opisu ludzi, bo i ci prości, nierzadko wyrzuceni na margines społeczeństwa, i ci obdarzeni wielkim talentem są dla niego nieodmiennie fascynujący, niezwykli, wspaniali.