Zaczyna się od końca: narrator umiera już w pierwszym zdaniu powieści. Krzyki, telefony, karteka pogotowia. Za późno! Lecz 34-letni Jacques Lormeau – sklepikarz z konieczności, artysta z ducha (niestety, niespełniony!) – wyrwany przez śmierć z czułych objęć młodziutkiej kochanki, z którą spędził swe ostatnie godziny pod oknem żony, przygląda się temu wszystkiemu z góry. Między wspomnieniami, które go nawiedzają, a teraźniejszością, która go zaskakuje, stawia sobie pytanie czy aby wieczność nie jest zbyt monotonna… Tymczasem na ziemi komedia gaf i pomyłek: miasteczko huczy od plotek, żona i siostra zamieszczają w gazecie sprzeczne nekrologi, ekscentryczna staruszka panna Toussaint upiera się, by buddyjskimi medytacjami przeprowadzić Jacquesa na drugi brzeg, odczytanie testamentu prowadzi rodzinę na skraj rozpadu, a podczas ceremonii pogrzebowej można umrzeć ze śmiechu: ksiądz pomyłkowo odprawia mszę za duszę nieboszczki Marguerite Chevillat…
Leżę, stopy rozstawione w V, woskowa karnacja, dłonie skrzyżowane na wysokości pępka, ciemnoszary garnitur, który miałem na sobie w dniu ślubu. Krzepiący półuśmiech na twarzy, przeznaczony dla osób trzecich, jest dziełem firmy Bugnard, wielkiej firmy od konfekcji pogrzebowej z Avenue des Bains. Obstawiony białymi różami i migoczącymi gromnicami, z żaluzjami spouszczonymi na słodkawy zapach oswojonej śmierci, czekam na widzów. Mój katafalk ustawiono w pokoju gościnnym, z którego na te okoliczność usunięto konia na biegunach, wózek dziecinny, zabawki oraz inne należące już do przeszłości drobiazgi naszego syna. Szczerze mówiąc, bez obrazy dla otaczającego mnie smutku, moja pośmiertna egzystencja zaczyna mi się całkiem podobać. Być może ludzie byliby bardziej odprężeni, gdyby ich uprzedzić, że śmierć to wesołe miasteczko, po którym wędruje się od atrakcji do atrakcji.
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: