Jeden z pionierów literackiego postmodernizmu tym razem proponuje czytelnikom parodię westernu. W Mieście widmie nie brak bijatyk, strzelanin, gry w pokera, ani nawet egzekucji – a wszystko to przedstawione jest z czarnym humorem, godnym drapieżnej komedii slapstickowej. Przygody bohatera, będącego na przemian szeryfem i przestępcą wyjętym spod prawa, oraz jego uczuciowe perypetie podszyte są surrealizmem. Widmowa sceneria miasteczka przemieszcza się niczym filmowe dekoracje, przypominając stale o fikcyjności westernowego świata, znanego przede wszystkim z takich arcydzieł gatunku jak W samo południe, Dyliżans, Człowiek bez gwiazdy. Coover zastanawia się, jak powstawały amerykańskie mity, oraz czym mit i złudzenie są dla nas.