Krystyna Lubelska, znana dziennikarka "Polityki", jest również autorką poczytnych powieści. Najnowsza z nich, Wyspa bez dostępu do morza, wpisuje się w nurt krytyki cywilizacji medialnej; mamy tu również wątek erotyczno-kryminalny i mnóstwo pobocznych przygód. Tytułowa "Wyspa bez dostępu do morza" ma w treści książki niejako dwie konkretyzacje, po pierwsze chodzi o nazywaną "Wyspą" podmiejską rezydencję noblisty literackiego Aleksandra Santora, po drugie o miejsce zesłania położone na wyspie Moccata, oblanej wielkim jeziorem (a więc i tu "bez dostępu do morza"). Rzecz dzieje się w niedalekiej przyszłości, gdy Nagroda Nobla sięga już grubo ponad milion dolarów (nawet ponad dwadzieścia), gdy klonuje się ludzi i gdy wszystkie samochody mają wbudowanego autopilota. Na początek Krystyna Lubelska przedstawia w groteskowym świetle familię noblisty, geniusza literatury, ale i despoty, który w wielkim domu zgromadził całe swe potomstwo oraz wszystkie żony. Nikt z jego bliskich nie musi pracować, ale owszem, jest pewna robota, którą ci ludzie mają do wykonania: jest nią wytrzymywanie kondycji królika doświadczalnego, bo Santor traktuje swych familiantów jako materiał obserwacyjny potrzebny mu przy pisaniu.