Żył sobie kiedy człowieczek imieniem Niggle, którego czekała długa podróż. Nie chciał wyjeżdżać, tak naprawdę sama myśl o wyjeździe wydawała mu się wstrętna, podróż jednak była konieczna. Wiedział, że kiedy trzeba ją będzie rozpocząć, ale nie spieszył się z przygotowaniami.
Niggle był malarzem. Niezbyt wprawdzie znanym, co wynikało także i z faktu, że zawsze miał mnóstwo innych zajęć. Nie przepadał za nimi, ale robił je całkiem dobrze, kiedy nie mógł się od nich uwolnić, co (jego zdaniem) zdarzało się aż nazbyt często. W ojczynie Niggle'a obowiązywały raczej surowe prawa. Były także i inne przeszkody. Na przykład sam Niggle bywał czasami po prostu leniwy i nie robił w ogóle nic. Był także, na swój sposób, dobry. Znacie ten rodzaj dobroci, który o wiele częciej sprawia przykrości niż popycha do działania, prawda? A kiedy wreszcie zaczynał co robić, bynajmniej nie powstrzymywało go to od narzekania, przeklinania (głównie do siebie) i tracenia cierpliwoci. Pomimo to pomagał często swemu sąsiadowi, panu Parishowi, który był kulawy. Czasami pomagał także ludziom mieszkającym dalej, jeśli przyszli i poprosili go o pomoc. Od czasu do czasu przypominał sobie także o podróży i zaczynał się pakować w bardzo chaotyczny sposób. Nie malował wówczas zbyt wiele.
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: