Podróżnikiem z prawdziwego zdarzenia jest jedynie człowiek podróżujący w interesach. Jedzie z konkretnym zamiarem, jak Marco Polo - twierdzi nieco prowokacyjnie autor, który od lat jeździ służbowo po całym świecie. Jego książka ma nas przekonać, że tacy jak on globtroterzy, jeżeli chcą skutecznie wykonywać swój zawód, muszą nabrać umiejętności rasowych podróżników. Tym, co w czasie swoich wojaży Biddlecombe zobaczył, co go spotkało i czego się dowiedział, dzieli się z nami w sposób pozbawiony powagi, toteż jego opowieść czyta się z przymrużeniem oka. Niemniej w trakcie lektury przychodzi też do głowy myśl całkiem serio: otóż nie trzeba być żądnym przygód studentem, oszukującym natchnienia literatem bądź pragnącym zmierzyć swe siły wyczynowcem, by poczuć dreszcz gwałtownych emocji, jakie towarzyszą odkrywaniu świata.