Wiatr zniósł nas na środek rzeki. Duży pas białej wody przecina Athabaskę. To kaskada! Nie ma odwrotu. Głos mi już ochrypł od krzyku. - Dalej, Gienieczko! Nabieramy ponownie prędkości. Spadamy w dół. Dziób wbija się w wodę. Półtorametrowa fala załamuje się i opada na pokład łódki. Woda zatyka mi dziurki w nosie, zalewa oczy. Pędząca rzeka jest wyżej niż nasze głowy. Stosujemy tak zwaną "podpórkę". Podpieram się wiosłem na fali. Jest to odpowiedź na działanie siły wody, które naruszają równowagę łodzi. Ratuję kanoe przed wywrotką. Majerski znowu krzyczy: - Do siebie, od siebie! Wbijam wiosła w nurt. Ciągnę do burty resztkami sił. Nie wiem, co się dzieje. Woda ma potężną cofkę. Jakby płynęła w przeciwnym kierunku do nurtu rzeki. Próbuje nas zabrać w duży lej. Znów ściąga nas na próg. Naprzód, naprzód! Wpływam ponownie na ukryty pod wodą głaz. Zjazd. Uff, rzeka wypuszcza nas ze swych szponów. - Teraz możesz plunąć niedźwiedziowi w oko. - Mój kompan klepie mnie po ramieniu. Bystrza pokonane! [edytuj opis]
Czytelnicy tej książki polecają
Niestety zbyt mało osób przeczytało tę książkę, aby móc polecić Ci inne publikacje.
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: