Pocisk trafił mężczyznę tuż pod nosem, roztrzaskując kości czaszki i łamiąc zęby, które trysnęły na wszystkie strony. Nieszczęśnik postąpił do przodu jeszcze kilka kroków, a potem upadł. Jego martwe palce zacisnęły się kurczowo na spuście, a strzelba wypalała raz po raz. Woda, płyny organiczne i tablice rozdzielcze hibernatorów fruwały wokoło, rozrywane promieniami lasera. Do moich uszu dobiegły kolejne krzyki umierających. Poprzez te wrzaski i syk parującej cieczy dosłyszałem odgłos oddalających się ode mnie kroków. Eyclone uciekał. Ruszyłem za nim w pościg, mijając kolejne galerie i sale pełne szeregów komór kriogenicznych. Zewsząd dobiegały mnie krzyki i łomotanie w pokrywy hibernatorów... Boże mój! Imperatorze! Pomóż mi, bo nie jestem w stanie zapomnieć tego, czego tam doświadczyłem.