Klasyka grozy (zwłaszcza ta XIX wieczna) kojarzy nam się przede wszystkim z przestarzałymi schematami i scenami, których nikt praktycznie już się nie boi. Są jednak takie książkowe horrory, które nigdy się nie "zużyją", zawsze będą aktualne i zawsze będą szokować. Najlepszym tego przykładem jest zbiór opowiadań Ambrose Bierce'a, niesłusznie zapomnianego w Polsce ojca amerykańskiej makabreski i doskonałego satyryka. Historie z tomu "Jeździec na niebie" nie są długie, ale jakże zaskakujące i emanujące zarówno ciętym humorem jak i brutalizmem. Na pierwszy rzut oka mogą one pozorować kruche, pretensjonalne dreszczowce - jednak ich warstwa jest nieco głębsza i wymagająca nieraz od czytelnika znawstwa biografii autora. Jesteśmy świadkami wulgarnych kłótni wiejskich braci, przy których nie jedno oko i ucho odpadło. Poznajemy historyjki pełne wisielców, żywych trupów - pełne grzebania żywcem i przetapiania małych niemowląt na użytkowy olej. A wszystko to okraszone niebywałym, abstrakcyjnym, gorzkim, czarnym humorem. Narratorami opowiadań są bezpośredni zabójcy - więc ich relacje, traktujące najbardziej zwyrodniałe morderstwo jako sprawę błahą, dodatkowo trzęsą naszymi zmysłami. Będąc świadkami zabójstwa czujemy się głęboko zaszokowani obojętnością, a nawet komizmem wypowiedzi bohatera wobec poćwiartowanych zwłok. Ponadto w opowieściach Bierce'a zauważyć można dużą śmiertelność rodziców-morderców. Niewątpliwie element ten zrodził się z trudnego dzieciństwa, jakie przeżywał "pisarz z jaszczurką na ramieniu".