W końcu sali siedział przy stoliku mój stary przyjaciel Gromozeka. Nie widzieliśmy się z pięć lat, nie było jednak dnia, bym o nim nie pomyślał. Kiedyś byliśmy bardzo zżyci, a zażyłość nasza zaczęła się od dnia, w którym los pozwolił mi uratować Gromozekę w dżunglach Eurydyki. Odłączył się od grupy archeologów, zbłądził i omal nie dostał się w paszczę Małego Smoka, złośliwego gada długości szesnastu metrów.
Na mój widok Gromozeka spuścił na podłogę zwinięte dla wygody macki, rozdziawił w czarujacym uśmichu swą półmetrową paszczę, przyjaźnie wyciągnął ku mnie ostre szpony i biorąć rozpęd rzucił się w moja stronę.
Jakiś turysta, który nigdy dotąd mieszkańca planety Czumaraz, wrzasnął dziko ze strachu i zemdlał, Gromozeka jednak nie poczuł się tym dotkniety. Objął mnie mocno mackami i przycisnął do kłujących tarczek na swej piersi [edytuj opis]
Czytelnicy tej książki polecają
Niestety zbyt mało osób przeczytało tę książkę, aby móc polecić Ci inne publikacje.