W żelazne kleszcze swych rąk, nie mówiąc słowa, pochwycił ręce Bettiny, która z konwulsyjnie wykrzywioną twarzą stała pochylona nad kołyską dziecka i wielką poduszką przygniatała drobną główkę niemowlęcia. Na widok nieprzytomnej twarzy brata, rozpaczliwym gestem wyciągnęła przed siebie ramiona i osunęła się na kolana. Nie zemdlała, lecz znieruchomiała ze strachu, wpatrywała się w przerażonego mężczyznę, który niewprawnymi, drżącymi palcami rozluźnił poduszeczkę dziecka, z trudem chwytającego oddech.
Możesz dodawać nowe lub edytować istniejące tagi opisujące książkę. Pamiętaj tylko, że tagi powinny być pisane małymi literami oraz być dodawane pojedynczo: